Wyobrazić sobie niewyobrażalne cz. 2

Obiecałem napisać trochę o projektach reform monetarnych. Słowo się rzekło, fala upałów minęła i temperatura jest już taka, że umożliwia myślenie, więc wypełniam obietnicę. Nie mam wątpliwości, którą propozycję reform omówić jako pierwszą – jest nią Positive Money / Sovereign Money / Vollgeld. Jest to międzynarodowa inicjatywa, stąd różne nazwy.

Inicjatywa ta stała się głośna, gdy 10 czerwca 2018 roku w Szwajcarii odbyło się referendum, które miało zadecydować o wprowadzeniu tego systemu monetarnego. Szwajcaria nie jest pierwszym krajem, w którym rozważano zmianę systemu monetarnego. Pierwszeństwo należy się maleńkiej Islandii. Pisałem już o tym. Była to (jest nadal?) inicjatywa rządu islandzkiego, ale jakoś o niej ucichło. Prawdopodobnie rząd islandzki uświadomił sobie, że konsekwencją takiego kroku byłoby lądowanie amerykańskich marines. Jak było do przewidzenia, inicjatywa ta nie uzyskała w Szwajcarii wymaganej większości, ale poparcie dla niej było zaskakująco duże – 24,3%. Ze względu na złożoność tematu i trudność w jego zrozumieniu, spodziewałem się raczej wyniku jednocyfrowego. Mimo, że przegrane, referendum to było jednak bardzo ważne. Islandię można było po prostu olać i pominąć w doniesieniach. Większość ludzi i tak nie ma pojęcia gdzie to jest i wyobraża sobie, że białe niedźwiedzie chodzą tam po ulicach. Tak na marginesie, spotkałem w zachodniej Europie osoby po studiach(!!), które w podobny sposób wyobrażały sobie Polskę!! Ale Szwajcaria to inny kaliber. Kraj jest zbyt znany i zbyt ważny dla międzynarodowej finansjery i innych kręgów złodziejskich, aby można było takie wydarzenie przemilczeć. Głosowanie nagłośniło temat, wyciągnęło inicjatywę z kąta teorii spiskowych, wyjaśniło mechanizm funkcjonowania obecnego systemu monetarnego i uświadomiło wielu ludziom konieczność jego zmiany. Zwolenników reform nie dało się już przedstawić, jako nawiedzonych świrów i trzeba było z nimi dyskutować jak równy z równym.

Ale wyjaśnijmy sobie wreszcie, co proponuje ta inicjatywa. Można to wyjaśnić jednym zdaniem: pieniądze ma prawo emitować wyłącznie państwowy bank centralny. Teoretycznie jest tak obecnie, ale tylko teoretycznie. Większość „pieniędzy” będących w obiegu kreowana jest przez banki komercyjne w formie depozytów bankowych. Zwykłych pozycji księgowych! Jedynie gotówka, stanowiąca w zależności od kraju ok. 5-10% wszystkich pieniędzy w obiegu i rezerwy banków, czyli sumy znajdujące się na kontach banków komercyjnych w banku centralnym (ok 2,5% pieniędzy w obiegu), są emitowane przez banki centralne i można nazwać je prawdziwymi pieniędzmi. To, co znajduje się na naszych kontach w bankach, to jedynie depozyty bankowe – zobowiązania banku do wypłacenia nam owych prawdziwych pieniędzy. Ale żaden bank na świecie nie jest w stanie wypłacić wszystkich sum znajdujących się na jego kontach. Zobowiązania te, są zatem bez pokrycia! Z całą świadomością konsekwencji, obecny system monetarny można określić słowem OSZUSTWO! Dokładniej wyjaśniam to w moim wstępie.

Na zlecenie rządu Islandii sporządzony został raport, który także szczegółowo wyjaśnia cały proces. Został on nawet przetłumaczony na język polski i jest do ściągnięcia tutaj. Gorąco polecam lekturę! W dokumencie tym używa się określenia „Pieniądz Suwerenny”, więc ja także będę go używać.
Raport wyjaśnia także w skrócie, czym jest Pieniądz Suwerenny, dokładne wyjaśnienie znaleźć można na oficjalnych stronach inicjatywy – w języku angielskim oraz niemieckim.

Celem inicjatywy jest odzyskanie przez państwo i banki centralne kontroli nad pieniądzem i jego emisją. Kontrola ta jest coraz bardziej zagrożona poprzez

– tendencję do likwidacji gotówki (jedynego ustawowego środka płatniczego dostępnego dla obywateli)
– koncentrację sektora bankowego (tworzenie coraz większych i silniejszych banków)
– coraz częstszego używania Money Market Fund (MMF), jako środka płatniczego
– niebezpieczeństwa związane z niekontrolowanym tworzeniem prywatnych kryptowalut (np. Bitcoin)
– niepodzielne panowanie teorii o nieomylności rynku, także rynków finansowych.

Państwa i banki centralne (jeśli przyjąć, że banki centralne są częścią struktury państwa, czego nie jestem pewien), coraz bardziej tracą kontrolę nie tylko nad pieniędzmi, ale także nad gospodarką.
Instrumenty, jakie mają do dyspozycji banki centralne, są obecnie w dużej mierze fikcją. Rezerwy obowiązkowe banków, są reliktem, niemającym obecnie kompletnie żadnego znaczenia. Nie inaczej jest ze stopami procentowymi, przy zmianie których, zawsze jest wiele hałasu. Dla banków nie mają one także prawie żadnego znaczenia! Jedynie guru giełdy, traderzy i inni wszelakiej maści „eksperci” podniecają się tym niezdrowo i onaniz… tfu! …analizują, jakie efekty przyniosą te zmiany (właściwie pierwsze słowo całkiem nieźle by tu pasowało ;). W zależności od aktualnej sytuacji, albo straszą inflacją (ale jakimś cudem zawsze postępuje deflacja), albo wypisują, że rzekome potanienie kredytu spowoduje większą gotowość do inwestycji w nowe miejsca pracy i temu podobne książkowe brednie, które – jak widzimy – nigdy się nie sprawdzają. Przy tej okazji dają całą masę rad, co należy na giełdzie koniecznie kupić lub sprzedać. W rzeczywistości kredyty są tanie i stopy procentowe są niskie, nie dlatego, że banki centralne tak chcą, ale dlatego, że świat zalany jest pieniędzmi, z którymi nie ma co zrobić (niestety nie są one w naszych kieszeniach)! Banki, które otrzymały marchewkę w formie quantitative easing, także nie wiedzą co z tymi pieniędzmi zrobić i gdzie mogą, szukają nowych kredytobiorców. Z drugiej strony bite są kijem ujemnego oprocentowania swoich rezerw w bankach centralnych, więc, aby go uniknąć, gromadzą w skarbcach tony gotówki. Podobnie, ale delikatniej, piszą autorzy projektu reform:

One thus has to conclude that present-day base-rate rituals largely represent a myth, an occasion for noise trading, obscuring actual conditions – that is, that the prerogatives of money and seigniorage have far-reachingly descended to the banking industry, while the money supply is out of control as in actual fact neither banks and markets nor the central banks exert control over the quantity of money.
– Trzeba stwierdzić, że dzisiejsze rytuały wokół wysokości stóp procentowych, stanowią w dużej mierze mit, okazję do sztucznego napędzania obrotów na giełdach, oraz równoczesnego ukrycia faktu, że przywileje emisji pieniądza i seigniorage, dawno już przekazane zostały w dół, do sektora bankowego, a wielkość podaży pieniądza jest poza kontrolą, ponieważ w rzeczywistości ani banki komercyjne, ani rynki, ani banki centralne nie sprawują kontroli nad ilością emitowanych pieniędzy (tłumaczenie moje).

Ale jest dużo gorzej! Obecny kryzys pokazał, że zarówno państwa, jak i banki centralne, stały się de facto zakładnikami obecnego systemu monetarnego! Że zmuszone są zapłacić za piwo, jakie nawarzył i wypił nieomylny rzekomo rynek i jego wspólnicy – banki i rynki kapitałowe. Wyraźnie widoczna jest także bezsilność państw wobec potęgi kapitału. Wszelkie, nawet najmniejsze propozycje zmian, są skutecznie blokowane.

Odbiegnę na chwilę od tematu, ale wyjaśnień nigdy za wiele. Gdy przeciętny zjadacz chleba, wprowadzany dodatkowo w błąd przez środki masowego ogłupiania i wszelakiej maści „ekspertów”, słyszy o stopach procentowych banków centralnych, to sądzi, że mają one coś wspólnego z oprocentowaniem kredytów i naszych oszczędności. Nic bardziej błędnego! Jestem przekonany, że wielu polityków myśli podobnie!
Chciałem podać parę użytecznych linków i włosy zjeżyły mi cię na głowie! Chaos, jaki jest w polskiej wersji Wikipedii woła o pomstę do nieba!! Szczerze mówiąc w innych wersjach językowych jest niewiele lepiej.
Banki centralne określają trzy główne rodzaje stóp procentowych. Pierwszą jest tzw. stopa lombardowa w języku angielskim określana jako bank rate albo discount rate , w niemieckim Lombardsatz. Określa ona oprocentowanie krótkoterminowych pożyczek, jakich bank centralny udziela bankom komercyjnym. Pożyczki te, są im potrzebne jedynie do rozliczeń międzybankowych. Jeśli klienci banku komercyjnego, lub sam bank, dokonują kilku naprawdę dużych transakcji lub operacji giełdowych, może się zdarzyć, że ich suma będzie większa niż stan konta rezerw w banku centralnym. Jeśli bank spodziewa się, że dopiero za parę dni wpłyną na jego konto odpowiednie sumy, bierze na ten czas pożyczkę w banku centralnym. Są to pożyczki jedynie krótkoterminowe, faktycznie jedynie na kilka dni.
Drugą jest stopa międzybankowa. W USA zwana Federal funds rate, w Europie są to Libor w Anglii a w strefie Euro – Eonia. Przyczyna kredytu jest identyczna jak przy stopie lombardowej, ale kredyt udzielany jest między bankami komercyjnymi i na okres jednej nocy (overnight).
Trzecią jest stopa depozytowa [1], [2]. Określa ona wysokość oprocentowania sum, przekraczających rezerwę obowiązkową, tzw. nadpłynność, jakie znajdują się na kontach banków komercyjnych w banku centralnym. W strefie Euro i w paru innych krajach oprocentowanie to jest ujemne (-0,4%).
Widzimy wyraźnie, że wszystkie te stopy procentowe nie mają kompletnie nic wspólnego ani z kredytami, ani z naszymi oszczędnościami! Owszem, mają one niewielki wpływ na rentowność banków i mogą w pośredni sposób przełożyć się także na oprocentowanie kredytów i naszych kont, są to jednak zmiany praktycznie niezauważalne. Jedyne, co ma na nie wpływ, to sytuacja finansowa banków i sytuacja na rynku.

Skoro już odbiegłem od tematu, to powiedzmy sobie teraz trochę o teoriach związanych z pieniądzem. Istnieją dwie główne teorie, które starają się między innymi wyjaśnić czym jest pieniądz i kto powinien go emitować: Currency School, określana inaczej jako Chartalism (czartalizm) oraz Banking School.
Currency School wymaga rozdziału emisji pieniądza od działalności bankowo-kredytowej. Uważa, że pieniądz jest tworem prawnym, więc także prawo do jego emisji i kontrolę nad ilością pieniędzy w obiegu, może mieć jedynie państwo – jednostka, która to prawo tworzy i gwarantuje. Natomiast używanie pieniądza w szeroko pojętej gospodarce, jest już sprawą prywatną, podlegającą „prawom rynku” (jakby takowe w ogóle istniały!).
Banking School traktuje zarówno tworzenie pieniędzy, jak i udzielanie kredytu, jako jeden proces, który, jako element prywatnej gospodarki, powinien być sterowany jedynie przez rynek. Według tej teorii pieniądz jest elementem neutralnym, wpływającym wprawdzie na ceny i sytuację majątkową w społeczeństwie, niebędącym jednak w stanie zmienić struktury gospodarki. Ilością pieniędzy w obiegu najlepiej steruje więc rynek.
Ale pieniądz wcale nie jest w gospodarce elementem neutralnym! Pieniądz jest neutralny jedynie w handlu, gdzie zastępuje wymianę towar za towar. Banking School całkowicie ignoruje inną funkcję pieniądza – finansowanie. Przy pomocy pieniędzy można sterować gospodarką równie skutecznie jak w gospodarce nakazowej! Wystarczy na coś nie dać pieniędzy, albo powiedzieć – owszem, dostaniesz, jak spełnisz moje warunki.

Ale wyjaśnijmy sobie wreszcie jak miałby wyglądać system monetarny oparty na Pieniądzu Suwerennym. Jego zwolennicy są uczniami Currency School, więc, jak już napisałem powyżej: pieniądze miałby prawo emitować wyłącznie państwowy bank centralny i tylko one znajdowałyby się w obiegu. Banki utraciłyby więc przywilej kreacji pieniędzy poprzez tworzenie depozytów bankowych. Specjalnie użyłem słowa „kreacja” a nie „emisja”, bo to nie to samo! Prawo do emisji pieniędzy ma także dziś jedynie bank centralny, ale dotyczy ono jedynie de facto gotówki i rezerw na kontach banków komercyjnych, które wyłączone są z obiegu gospodarczego i służą jedynie do rozliczeń międzybankowych. Na czym polega kreacja pieniędzy przez banki i czym różni się od emisji? Obrazowo można cały proces przedstawić następująco: załóżmy, że ktoś bierze kredyt w wysokości 100.000 PLN. Na koncie kredytobiorcy po stronie „ma”, bank wpisuje kwotę kredytu, czyli 100.000 PLN, po stronie „winien” – tę samą kwotę plus odsetki. To wszystko! Używając terminologii z zakresu księgowości – bank dokonał zwiększenia sumy bilansowej. Bank wykreował w ten sposób 100.000 PLN, które kredytobiorca wydaje i w ten sposób trafiają one do obiegu gospodarczego. Równocześnie bank (w formie odsetek) kasuje opłatę (tzw. seigniorage), którą w normalnych warunkach powinien otrzymać emitent tej sumy. Gdy kredyt zostanie spłacony, konto klienta ulega wyzerowaniu i kwota ta znika z obrotu gospodarczego. Aby było jeszcze śmieszniej, znika większa suma, gdyż nie wykreowano pieniędzy na odsetki i ilość pieniędzy w obiegu zostaje o tę sumę pomniejszona!

Jak wyglądałaby rzecz cała z Pieniądzem Suwerennym? Po pierwsze oddzielone zostałyby od siebie emisja i kredyt, które w obecnym systemie są jednością. Raz wyemitowany przez bank centralny pieniądz, pozostałby nadal w obiegu (chyba, że zostałby wycofany – także przez bank centralny). Banki komercyjne musiałyby więc faktycznie posiadać pieniądze do udzielania kredytów. Jak wyglądałby zatem powyższy przykład? Bank pomniejsza swoje konto w banku centralnym o 100.000 PLN i przelewa je na konto kredytobiorcy. Z jego konta pieniądze trafiają do obiegu gospodarczego. Po spłacie kredytu nie znikają jednak, lecz trafiają z powrotem na konto banku – gotowe do powtórnego użycia. Obrazowo można powiedzieć, że wszystkie operacje wyglądałyby identycznie, gdybyśmy używali gotówki – bank musiałby wyjąć ją ze skarbca, dać kredytobiorcy, a po spłacie kredytu trafiłaby z powrotem do skarbca – gotowa do ponownego użycia.

Jakie byłyby konsekwencje reformy dla wszystkich obywateli? W ogromnej większości pozytywne! Przede wszystkim bylibyśmy właścicielami naszych pieniędzy. Reformatorzy przedstawiają różne możliwości prowadzenia kont:

– każdy obywatel miałby swoje konto w banku centralnym i to on prowadziłby wszystkie operacje na tych kontach
– banki komercyjne prowadziłyby rozliczenia obywateli poprzez konta zbiorcze, konta indywidualne byłyby w banku centralnym
– odwrotnie, banki komercyjne prowadziłyby konta indywidualne, konta zbiorcze byłyby w banku centralnym
– banki komercyjne przejęłyby zarówno prowadzenie kont, jak i rozliczenia obywateli

W tym miejscu należy zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
Po pierwsze: wszelkie konta obywateli w bankach komercyjnych byłyby wydzielone z bilansu banku. Byłyby zatem w pełni zabezpieczone przed upadkiem banku, gdyż nie wchodziłyby w skład masy upadłościowej. Podobnie jak jest to dzisiaj z depozytami papierów wartościowych – bank nie jest ich właścicielem, jedynie depozytariuszem, więc są one w pełni bezpieczne w wypadku plajty banku.
Po drugie: konta byłyby nieoprocentowane. Niewykluczone (a właściwie pewne jest), że pobierane byłyby opłaty za ich prowadzenie.

Skąd banki brałyby pieniądze na kredyty? Przede wszystkim używałyby własnych pieniędzy. Drugim źródłem byłyby rynki finansowe. W razie potrzeby, kredytu mógłby udzielić oczywiście bank centralny. Wreszcie mogłaby się także zrealizować obecna bajeczka dla grzecznych dzieci, mówiąca, że banki używają naszych oszczędności do udzielania kredytów. Oczywiście nie odbywałoby się to automatycznie i nie wyglądałoby to jak w bajeczce! Oszczędzający musiałby po pierwsze wyrazić na to zgodę, po drugie określić sumę, jaką dałby do dyspozycji banku i po trzecie, na jaki czas. Na ten czas jego konto zostałoby pomniejszone o tę sumę. Po upływie ustalonego czasu pożyczona suma wpłynęłaby z powrotem na konto wraz z obiecanymi odsetkami. Albo i nie! Jak w wypadku każdego kredytu, wierzyciel musi się liczyć z możliwością niespłacenia części lub całego kredytu. Autorzy reformy nic nie mówią, kto ponosiłby ryzyko – bank, czy oszczędzający?

Jak wprowadzano by Pieniądz Suwerenny? Autorzy preferują metodę „z dnia na dzień”. W ciągu nocy agregaty pieniężne M1 stałyby się Pieniądzem Suwerennym. Agregaty M0, czyli baza monetarna, są już w tej chwili de facto Pieniądzem Suwerennym. Możliwe byłoby także przejście stopniowe, trwające dłuższy okres czasu.

Ale wprowadzenie Pieniądza Suwerennego nie oznaczałoby wymianę badziewia stworzonego przez banki na prawdziwe pieniądze! O tę sumę zostałoby odpowiednio zmniejszone zadłużenie państwa. W strefie Euro, w zależności od kraju, byłoby to nawet do 90% zadłużenia. Oprócz tego, przez pewien czas, Pieniądz Suwerenny trafiałby do budżetu państwa i poprzez jego wydatki wprowadzany byłby do obiegu gospodarczego. Nadmienić należy, że nie trafiałby ani jako dług, ani nie byłby oprocentowany. W ten sposób możliwe byłoby spłacenie pozostałej części zadłużenia. Inną formą wprowadzania pieniędzy do gospodarki byłyby kredyty banku centralnego dla banków komercyjnych, które umożliwiłyby im działalność kredytową. Bank centralny obserwowałby sytuację na rynku, i w momencie optymalnego nasycenia go nowymi pieniędzmi, zakończone zostałoby przekazywanie pieniędzy do budżetu państwa.

Autorzy reformy nic nie wspominają o pozostałych agregatach – M2 i M3. Są to długoterminowe zobowiązania banków, więc przypuszczać można, że zakłada się, że do tego czasu banki będą mieć już wystarczającą ilość Pieniądza Suwerennego dla realizacji tych zobowiązań.

Czy Pieniądz Suwerenny rozwiązałby wszystkie wady obecnego systemu monetarnego? Odpowiedź jest jedna: nie. Autorzy sami to przyznają. Ale jego wprowadzenie oznaczałoby odzyskanie suwerenności państwa i banków centralnych nad emisją pieniędzy i zakończenie niekontrolowanego tworzenia ich przez banki komercyjne. Jest to niezbędny krok do ewentualnych dalszych reform. Dla zwykłego obywatela oznaczałoby także pewność, że jego pieniądze nie przepadną w wypadku plajty banku. W wypadku powtórki z rozrywki – kryzysu z 2008 roku – banki mogłyby spokojnie splajtować i nie trzeba by ich ratować po to, aby ratować cały system monetarny. To już całkiem sporo!

Ale jest jeszcze nadzieja na wprowadzenie Pieniądza Suwerennego niejako tylnymi drzwiami. Paradoksalnie jego idea została przejęta przez wiele banków centralnych, które rozważają możliwość wprowadzenia go do obiegu, głównie jako elektronicznego odpowiednika gotówki. Najwidoczniej ktoś poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że likwidacja gotówki nie jest taką prostą sprawą. We wszystkich krajach jest to jedyny, ustawowy środek płatniczy, więc pozbawienie obywateli dostępu do niego nie byłoby możliwe bez zmiany wielu przepisów, nierzadko także konstytucji. Poza tym, po likwidacji gotówki, ktoś mógłby powiedzieć, że banki centralne nie są już potrzebne.

Jako jeden z pierwszych był znowu Bank of England, który wystąpił z inicjatywą Central Bank Issued Digital Currency (CBDC) [1], [2].

Co ciekawe, także amerykański Fed także zastanawia się nad wprowadzeniem powszechnie dostępnej waluty elektronicznej. Rozważa się nawet udostępnienia amerykańskiego systemu rozliczeń międzybankowych – Fedwire – dla wszystkich obywateli „Fedwire for all” [1], [2], [3]

Bodajże czy nie najdalej jest szwedzki bank centralny Sveriges Riksbank. Szwecja przoduje w likwidacji gotówki, więc tamtejszy bank centralny wpadł na pomysł, aby dać obywatelom jej elektroniczny odpowiednik: e-Koronę.

Nie będę tu wdawał się w skomplikowane szczegóły, jakie różnią te projekty. Są bardzo ciekawe, ale niewielu zainteresują. Jest ich też całkiem sporo. Różnice polegają głównie na sposobie, w jaki miałby być wprowadzany nowy pieniądz i na możliwości wymiany na niego dotychczasowych depozytów bankowych. Wspólną cechą wszystkich projektów jest pomysł rozszerzenia obecnego systemu rozliczeń międzybankowych, na wszystkich obywateli. Przypomnę, że sumy, jakie znajdują się na kontach banków komercyjnych w banku centralnym, są równoważne z gotówką. Gotówka jest po prostu ich „namacalną formą”. Do wymiany na gotówkę, banki nie mogą użyć depozytów, ale jedynie swoich rezerw z kont w banku centralnym. Podobnie jak obecnie banki komercyjne, obywatele mieliby zatem dodatkowe konta w banku centralnym i rozliczali by się za pośrednictwem banku centralnego i w jego (prawdziwych!) pieniądzach, które znajdowałyby się na tych kontach; podobnie jak obecnie banki pomiędzy sobą.
Jest wiele propozycji rozwiązań technicznych dla tych rozliczeń, niektóre przewidują pośrednictwo banków komercyjnych, inne nie. Najczęściej proponuje się system kart płatniczych. Ale prawie wszyscy nie wykluczają także użycia techniki blockchain. Przy tej okazji, w wielu opisach i komentarzach, widać wyraźnie niezrozumienie szczegółów technicznych. Często utożsamia się tę technikę z samą kryptowalutą. Użycie techniki blockchain byłoby bardzo ciekawe, gdyż w zależności od szczegółów technicznych, mogłaby ona umożliwić bezpośrednie rozliczenia między właścicielami kont – bez pośredników. Byłaby zatem w stanie zapewnić duży stopień anonimowości – podobnie jak obecnie gotówka.

W propozycjach i w dyskusjach wokół tych połowicznych reform, widać wyraźnie rozbieżność interesów banków komercyjnych i banków centralnych. Na razie nie jest to otwarta wojna, ale nie wiadomo, co wydarzy się w najbliższej przyszłości. Banki centralne coraz bardziej boją się utraty swojej pozycji, banki komercyjne nie chcą utracić przywileju tworzenia pieniędzy. Sądzę, że decydująca będzie tu pozycja rządów. W tej chwili wydają się one siedzieć okrakiem na barykadzie. Dodatkowo dochodzi do tego kompletna niewiedza decydentów, którzy czekają jak rozwinie się sytuacja. Ani banki centralne, ani rządy nie wykorzystały kryzysu z 2008 roku do chociażby częściowego uwolnienia się z żelaznego uścisku banków komercyjnych. Banki centralne ukręciły poza tym pętlę na własną głowę. Dzięki quantitative easing banki komercyjne zostały wyposażone w spory zapas rezerw, który przy następnym kryzysie, pozwoli im przetrwać pewien okres niepewności w handlu międzybankowym i jeszcze bardziej uniezależnia je od stóp procentowych banków centralnych. Przy następnym kryzysie decydująca będzie postawa rządów. Kolejny bail-out, czyli ratowanie banków pieniędzmi podatników, nie wchodzi już w grę. Poza tym będą to sumy tak ogromne, że nikt nawet nie będzie brał pod uwagę takiej możliwości. Konieczne będzie bail-in, czyli użycie pieniędzy wierzycieli. A któż to są, ci wierzyciele? Wszyscy, których potocznie nazywa się klientami banków, czyli praktycznie my wszyscy! Ktoś powie: Islandia to zrobiła. Ale klientami/wierzycielami tamtejszych banków byli głównie cudzoziemcy, w większości Anglicy, skuszeni korzystnym oprocentowaniem. Nie są oni islandzkimi wyborcami! Obywateli islandzkich w dużej mierze ochroniły gwarancje rządowe, poza tym gniew społeczny został umiejętnie przekierowany na bankierów, z których paru wylądowało za kratkami. W innych krajach taka sztuczka nie przejdzie.

Roztrwonienie pieniędzy z naszych podatków jest dla nas niezauważalne, jest zbyt abstrakcyjne. Ale ogołocenie naszych kont z oszczędności często kilku pokoleń, to coś innego! Już Machiavelli napisał, że poddani wybaczą zabicie ojca, ale nie wybaczą zabrania ojcowizny.