Wstęp

Już od paru lat biorąc do ręki gazetę, włączając radio, telewizor lub internet co chwilę natykamy się na słowo KRYZYS. W międzyczasie spowszedniało nam ono na tyle, że nie zwracamy już prawie na nie uwagi. Zaczyna już nas ono nudzić a nawet denerwować. Jest tak z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że jak na razie ten kryzys nie jest dla nas bardzo odczuwalny. Owszem narzekamy na wzrost cen, ale z ręką na sercu – kiedy one nie rosły i kiedy na to nie narzekaliśmy! Po drugie, dotyczy on (na razie!) innych krajów, które mało nas interesują. Po trzecie, sądzimy, że dotyczy on głównie powszechnie nielubianych instytucji takich jak banki lub spekulanci giełdowi i oni sami są temu winni. Po czwarte, my jeszcze nie całkiem wprowadziliśmy w życie i jeszcze nie całkiem znamy te mechanizmy, które w innych krajach już się walą. Jest jednak jeszcze jedna przyczyna tej niechęci, o której nawet nie pomyślimy i nawet nie będziemy chcieli się do niej przyznać: po prostu w ogóle nie rozumiemy o co w tym całym kryzysie chodzi. Oczywiście wyjaśnieniem może być stare porzekadło: „Jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze”. Jest to oczywiście prawda, jednak nie wyjaśnia ona wszystkiego. W zrozumieniu istoty tego kryzysu nie pomogą nam też media. Tam też usłyszymy tylko ogólniki, a najczęściej kompletne bzdury, szczególnie z ust profesorów ekonomii i innych rzekomych ekspertów. Trudno się temu dziwić, bo jak powiedział Marshall McLuhan (fachowiec od mediów!):

All media exist to invest our lives with artificial perceptions and arbitrary values.” – Wszystkie media istnieją po to, aby rozpowszechniać fałszywe pojęcia i arbitralne wartości.

Słyszymy więc, że rządy wpompowują biliony dolarów i euro w rynki finansowe. Już nie miliony albo miliardy ale biliony! Przecież przeciętny człowiek nie wie nawet ile to jest zer! Przypominam: milion to sześć zer, miliard – dziewięć, bilion – dwanaście!

Ale czy zna ktoś odpowiedź na kilka podstawowych pytań:
– Gdzie te pieniądze tak naprawdę lądują (na rynkach finansowych, ale czemu nie w naszych kieszeniach)?
– Co to są te tajemnicze rynki finansowe?
– Czym się one zajmują?
– Czym się na nich handluje?
– Jaka jest ich rola w gospodarce?
– Do czego są nam one potrzebne?
– Do czego właściwie potrzebna im taka masa pieniędzy?
– I dlaczego w takiej sytuacji ciągle słyszymy o braku pieniędzy!???

No i jeszcze jedno pytanie: skąd się te biliony w cudowny sposób nagle biorą? Dlaczego w ten sam sposób nie pojawiają się pieniądze na przykład na szpitale i szkoły?

Słyszał ktoś gdzieś odpowiedzi na te pytania? A może wie przynajmniej gdzie można je znaleźć?

Przecież wyrzuca się tysiące ludzi na bruk lub zatrudnia na umowach śmieciowych, obniża płace tym, którzy jeszcze pracują, przesuwa się wiek emerytalny, podwyższa podatki (ale tylko dla najmniej zarabiających!), odbiera się świadczenia chorym, głodnym, bezdomnym i starym – coś takiego robi się przecież tylko w stanie najwyższej konieczności! A tę konieczność należałoby wszystkim wyjaśnić lub musi być ona dla każdego oczywista! Znacie Państwo tę konieczność? Jest ona dla Was oczywista? Czy odpowiedzi na te pytania są wszystkim znane? A jeśli nie, czemu nikt tych pytań nie zadaje? Przecież media gonią za każdą sensacją. Podglądają, podsłuchują, śledzą, robią wszystko, aby tylko znaleźć coś, co zainteresuje odbiorcę. Czyżby odpowiedzi na te pytania nikogo nie interesowały?! Wstyd powiedzieć, ale faktycznie tak jest. To, co trafia na pierwsze strony gazet, i co tak naprawdę znajduje masowych odbiorców, to najczęściej kompletne bzdury w rodzaju kto, w jakim kierunku kopnął piłkę, w jakiej kiecce (lub bez niej) pokazała się jakaś gwiazda, kto z kim rzekomo sypia lub co jakiś dureń z opozycji powiedział o innym durniu z rządu. Czy takie wieści wpłyną na obniżenie poziomu biedy w kraju, na poprawę opieki zdrowotnej, na poprawę wykształcenia? Czy stworzą nowe miejsca pracy? Czy cokolwiek zmienią na lepsze? Oczywiście nie! Ale gdyby w telewizji ktoś próbował odpowiadać na powyższe pytania, na pewno miliony ludzi sięgnęłoby natychmiast po piloty, aby przełączyć na inny kanał! BO JAK MOŻNA OGLĄDAĆ TAKIE NUUUDY!! Gdyby zaś jakaś partia wzięła do swojego programu powyższe problemy, jej wyniki wyborcze mierzone byłyby nie w procentach, ale w promilach.

I jeszcze jeden problem: ciągle obwieszcza nam się koniec kryzysu, a po jakimś czasie okazuje się, że trzeba znów coś nam zabrać. Kiedy wreszcie będzie z tym koniec? I przede wszystkim – co ten koniec oznacza!? Przecież nie powszechny dobrobyt! Zatem co? Niewolnictwo? Całkowitą likwidację wszystkich systemów socjalnych z systemem emerytalnym i ubezpieczeniem chorobowym włącznie? Pracę za głodowe wynagrodzenie do końca życia i eutanazję dla niezdolnych do pracy? Wszystko, co się wokół nas dzieje idzie dokładnie w tym kierunku!!! I nikogo to nie interesuje!!!

Media prześcigają się za to w poszukiwaniu kozłów ofiarnych. W roku 2008 – na początku kryzysu – próbowały nam wmówić, że wszystkiemu winna jest chciwość bankierów i spekulantów giełdowych. Teraz okazuje się, że winne są niegospodarne rządy. Że za długo żyliśmy ponad stan!? Cała ta medialna hucpa podpierana jest autorytetem tak zwanych ekspertów. Co rusz jakiś mędrzec z tytułem profesorskim objaśnia nam konieczność kolejnych „reform”, które zawsze jakimś dziwnym trafem polegają nie na poprawie, ale na pogorszeniu warunków naszego życia. Zawsze przy tej okazji obiecuje się, że potem będzie już tylko lepiej. Niestety zawsze jest tylko gorzej. Odnieść więc można wrażenie, że tak naprawdę nikt nie rozumie co się wokół dzieje. Że próbuje się łatać dziury w walącym się budynku zamiast wziąć się za jego remont lub po prostu zburzyć i zbudować coś nowego. W takiej sytuacji na podatny grunt padają wszelkie teorie spiskowe oraz łatwe, aby nie powiedzieć prymitywne wyjaśnienia, które właściwie niczego nie wyjaśniają i nie rozwiązują żadnych problemów, a tylko pobudzają ksenofobię i rasizm lub stygmatyzują jakieś grupy wewnątrz społeczeństwa, z których robi się kozły ofiarne (przysłowiowi już Żydzi i masoni). Z takich metod korzystają cyniczni i pozbawieni skrupułów politycy, którzy dla zdobycia lub zachowania władzy odwołują się do najgorszych instynktów i (jak to się już nie raz zdarzyło) gotowi są nawet skąpać kraj i świat we krwi, aby tylko móc pozostać u władzy lub dorwać się do niej. Odwrócenia uwagi przeciętnego obywatela potrzebują też ci, którzy na tym kryzysie zarabiają. Wszyscy myślą tu o szefach banków i menadżerach, pobierających bajeczne apanaże, ale to tylko drobne płotki, karmione resztkami! Naprawdę duże pieniądze zarabiają inni. Ale przede wszystkim jest to wygodne dla ekonomistów. Przecież w gospodarce i „sektorze finansowym” obowiązują jakieś reguły, nie jest to wolna amerykanka, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Te reguły ktoś opracował na podstawie naukowych teorii obowiązujących w ekonomii i poza ewidentnymi oszustami nie są winni ci, którzy się do tych reguł stosują. Reguły te opracowano na podstawie teorii, które jak widzimy na co dzień, nie sprawdzają się w praktyce. Niestety ci, którzy te teorie głoszą, uważają, że jeśli nie pasują one do rzeczywistości, to należy zmienić… rzeczywistość (oni naprawdę tak myślą!). Aby było jeszcze śmieszniej – wszyscy ci utytułowani „eksperci”, „naukowcy”, czy jak ich tam jeszcze zwał, którzy w ogóle nie zauważali nadciągającego kryzysu, nadal siedzą na swoich stołkach i katedrach uniwersyteckich (to jest najgorsze!!!), doradzają rządom, zapraszani są do wywiadów w prasie, radiu i telewizji, gdzie kpią z tych, którzy mieli rację i ostrzegali przed zbliżającą się katastrofą! Prawdziwie spektakularna część kryzysu zaczęła się we wrześniu 2008 roku plajtą banku Lehman Brothers. Potem nastąpiła cała seria plajt i prawie-plajt innych banków amerykańskich i angielskich. Dwa miesiące później – w listopadzie 2008, podczas otwarcia nowego budynku sławetnej London School of Economics, królowa brytyjska pozwoliła sobie na otwartą kpinę z przedstawicieli tej instytucji pytając ich wprost: „Why did nobody see it coming?” – dlaczego nikt nie widział zbliżania się kryzysu? Ale nawet to nie zachwiało pewnością siebie tych utytułowanych hochsztaplerów.

Ale prawdziwym przerażeniem napawa lektura protokołów posiedzeń Federal Open Market Committee, FOMC – Federalnego Komitetu do spraw Operacji Otwartego Rynku, będącego częścią sławetnego amerykańskiego banku centralnego Federal Reserve (Fed). Po pięciu latach przestają być one tajemnicą (przynajmniej posiedzenia jawne!). Można je znaleźć tutaj. Wystarczy przeczytać tylko protokół z 16.09.2008 roku – dwa dni po upadku banku Lehman Brothers. Ci ludzie kompletnie nie rozumieli, co się dzieje!!! A dziś nie zadają sobie nawet trudu, aby po tym wszystkim ukryć swoją niekompetencję! Przyczyny tego zjawiska próbowali wyjaśnić już nawet socjologowie z renomowanego uniwersytetu Berkeley w Kaliforni. Kogo to interesuje: link.

Spróbujmy zatem wyjaśnić sobie to, czego nie chcą lub nie potrafią (lub nie mogą – taką ewentualność też trzeba wziąć pod uwagę!) wyjaśnić nam instytucje i ludzie do tego powołani. Nie mam zamiaru korzystać tu z żadnych podejrzanych, tajnych lub nielegalnych źródeł. Wiele rzeczy nawet (z pozoru!) dobrze znamy! Widzimy i korzystamy z nich na co dzień! Prawie wszystkie informacje i dane są ogólnie dostępne. W epoce internetu nie musimy ślęczeć w bibliotekach – wyszukiwarka poda nam wszystko jak na tacy. Będziemy mogli nawet zweryfikować prawdziwość większości informacji i danych poprzez porównanie ich z wieloma źródłami. Jeśli więc przy wyborze tych źródeł nie będziemy kierować się uprzedzeniami lub przesądami i porównamy opinie tych z lewicy i tych z prawicy, tych z nizin i tych z wyżyn społecznych, tych co są za i tych co są nawet przeciw – uzyskamy w miarę obiektywny obraz świata i epoki, w której przyszło nam żyć. Wystarczy tylko chcieć… Niestety warunkiem jest znajomość jakiegoś obcego języka (angielski jest obowiązkowy!). Polskich źródeł jest niestety bardzo niewiele, a te na przyzwoitym poziomie prawie nie istnieją. Przyczyn tego faktu jest wiele, ale podstawową jest nasza przeszłość. W epoce PRL-u byliśmy odcięci od wielu informacji, wielu też nie potrafiliśmy zinterpretować, bo dotyczyły realiów, których nie znaliśmy, lub o których mieliśmy fałszywe wyobrażenie. Paradoksalnie, wiele informacji, jakimi raczyła nas komunistyczna propaganda było prawdą! Jednak wtedy nie chcieliśmy w nie wierzyć, bo sądziliśmy, że jest to tylko forma dyskredytacji wrogiego ustroju! Przed wieloma faktami instynktownie bronimy się do dzisiaj i po prostu nie przyjmujemy ich do wiadomości! Nie bez znaczenia było też (i jest nadal!) nasze bezkrytyczne uwielbienie dla Zachodu, a szczególnie USA – wszystko tam było i jest lepsze! To uwielbienie było właściwie uwielbieniem dla panującego tam ustroju – w naszych oczach ustroju powszechnego szczęścia i dobrobytu, gdzie nie było kartek na mięso i cenzury, a każdy (jak widzieliśmy w filmach) mieszkał w willi z basenem, jeździł luksusowym samochodem, miał dobrze płatną pracę, paszport w kieszeni i mógł wyjechać gdzie chciał i kiedy chciał a przede wszystkim stać go było na to. Mimo, że – gdy piszę te słowa – od upadku komunizmu minęło już ćwierć wieku i wyrosło nawet pokolenie, które zna go tylko z opowiadań rodziców i (najczęściej zakłamanych) lekcji historii, nadal mamy inną mentalność i sposób myślenia niż społeczeństwa Zachodu. Chociaż w chwili obecnej przepływ ludzi i informacji nie jest tak utrudniony jak kiedyś – nawet najmniejsza gazetka ma swoją stronę internetową, znajomość języków obcych jest dużo bardziej powszechna – to jednak, gdy porównuję polskie i zagraniczne media, odnoszę wrażenie, że dziennikarze w Polsce albo z tych zagranicznych mediów nie korzystają, albo kompletnie nie rozumieją tego, co w nich czytają. Czasami spotka się gdzieś jakiś tekst, o którego autorze można powiedzieć, że słyszał, że gdzieś dzwonią, ale nie bardzo wie gdzie. Najczęściej wypisuje więc jakieś brednie.

Mamy też inną wiedzę i inne doświadczenia życiowe. Jako ciągle jeszcze neofici w gospodarce kapitalistycznej, przyjmujemy ją też całkowicie bezkrytycznie. Nie tylko nie analizujemy i nie krytykujemy jej słabych stron, ale w ogóle nie dopuszczamy do siebie myśli, że mogłaby ona źle funkcjonować. Więcej, jakakolwiek jej krytyka jest dla nas świętokradztwem! Na przykład kompletnie pominięto u nas ukazanie się książki francuskiego ekonomisty Thomasa Piketty „Le Capital au XXIe siècle” – „Kapitał w XXI wieku”. Burza, jaka się wokół niej rozpętała na Zachodzie i kompletne jej przemilczanie w Polsce, daje wiele do myślenia. Samo tylko porównanie wielkości polskiego wpisu w Wikipedii i w innych językach, mówi samo za siebie! Nawet młodzież, która zawsze i wszędzie w pierwszej kolejności jest skłonna do buntu, organizuje się i buntuje gdzie indziej, nie w Polsce. International Student Initiative for Pluralism in Economics – Międzynarodowa Inicjatywa Studentów Dla Pluralizmu w Ekonomii ma stronę po polsku, ale żadnej polskiej grupy członkowskiej! W mediach praktycznie nie ma żadnej dyskusji nad modelem gospodarczym, jaki wprowadzono w Polsce po roku 89-tym. Milcząco zakłada się, że alternatywa jest tylko jedna: puste sklepy i powrót do realiów PRL-u. To też utrudnia nam zrozumienie tego, co się obecnie na Zachodzie i na świecie dzieje. Przykłady kompletnego przemilczania w polskich mediach niesłychanie ważnych zjawisk i wydarzen można mnożyć w nieskończoność. Trudno mi powiedzieć z czego to wynika, ale wydaje mi się, że tyle rozumiemy z tego, co się obecnie na świecie dzieje, co indianin w dżungli amazońskiej z wydarzeń u nas. Jak inaczej bowiem można wytłumaczyć kompletną ciszę na przykład wokół rewelacji, jakie ujawnił Edward Snowden lub tego, co się dzieje wokół negocjacji z USA w sprawie układu handlowego (TTIP). To ostatnie mogę jeszcze zrozumieć, bo negocjacje te toczą się w tajemnicy, co samo w sobie jest już skandalem do kwadratu! Jeśli kogoś to interesuje: tu albo tu. Dlatego też wiemy tylko pobieżnie, jakie zmiany zachodziły na świecie i na Zachodzie w okresie powojennym. Zmiany w polityce, w gospodarce, w społeczeństwach i w ich mentalności oraz w panującym ustroju. Bo obecny kapitalizm wcale nie jest tym samym ustrojem, co w latach 50., 60. lub 70.! Nie jest to już ten ustrój, do którego tak tęskniliśmy! Ten, o którym opowiadały nam nasze rodziny i znajomi za żelazną kurtyną. Wiemy, że wprawdzie nie panował tam wtedy powszechny dobrobyt, ale była jakaś stabilizacja. Bezrobocie prawie nie istniało i można z dużą dozą prawdy powiedzieć, że nie pracował tylko ten, kto nie chciał pracować. Zdobywając prawie każdy zawód, można było względnie łatwo znaleźć pracę, z której dało się utrzymać nie tylko siebie, ale i rodzinę, a poza zagrożeniami, jakie niosła ze sobą tak zwana zimna wojna, żyło się względnie spokojnie i dostatnio. Można więc zadać sobie pytanie: komu to przeszkadzało? Czemu nadal nie jest tak samo, a gdy uwzględni się postęp w nauce i technice, jaki się w międzyczasie dokonał, CZEMU NIE JEST LEPIEJ? Co sprawiło, że likwiduje się prawie wszystkie zdobycze socjalne z tego okresu, że największe mocarstwo świata nie ma kilkudziesięciu milionów dolarów na leczenie dzieci chorych na raka, a znajduje ponad BILION dolarów na pomoc bankom. Kto nie wierzy – link. Ta wiedza o przeszłości jest jednak niezbędna do zrozumienia teraźniejszości. Do zrozumienia, co doprowadziło do zwycięstwa neoliberalnych teorii w ekonomii i dominacji tak zwanych „rynków finansowych” nad gospodarką, nad polityką, a co najgorsze także nad naszymi umysłami. Nic na świecie nie powstaje z niczego, wszystko ma jakąś swoją przyczynę, także obecny kryzys. Niestety muszę rozczarować tych wszystkich, którzy spodziewają się jakiejś kolejnej teorii spiskowej. Że ujawnię tu istnienie tajnych sił, które z ukrycia sterują losami ludzkości. Jak wspomniałem już wcześniej wszystkie fakty i dane są ogólnie dostępne, każdy może je sprawdzić. Naprawdę, nie trzeba wiele wysiłku, aby po przeczytaniu poniższego tekstu, potwierdzić i uzupełnić go o szczegółowe dane, a potem samemu je zinterpretować. Trzeba tylko samodzielnie, powtarzam: SAMODZIELNIE (!) trochę pomyśleć. I proszę się nie obawiać – myślenie nie boli! SAPERE AUDE!

Moje zainteresowanie tym tematem zaczęło się od przypadku. Od jednego zdania, które podziałało jak iskra. Gdy je przeczytałem, pomyślałem sobie: przecież to nie może być prawda! Jednak po napisaniu kilku prostych wzorów matematycznych i po dosłownie kilkunastu minutach poszukiwań w internecie okazało się, że to prawda. Natychmiast zacząłem widzieć wiele rzeczy w innym świetle. Nie jestem z zawodu ekonomistą i ekonomią nigdy się szczególnie nie interesowałem, więc myślałem, że odkryłem coś nowego, jednak ku mojemu zdziwieniu (i trochę rozczarowaniu) okazało się, że problem jest znany od starożytności. Wspomina o nim nawet Biblia (ale nie Kościół!). Ale przez naukę (oficjalną) jest w najlepszym wypadku przemilczany lub ignorowany, w najgorszym – bezwzględnie zwalczany. Ale do tego problemu jeszcze wrócimy.

Proszę się też nie obawiać, że do zrozumienia tego, co pragnę tu opisać, potrzebne jest przygotowanie fachowe z dziedziny ekonomii. Wręcz przeciwnie, jego brak może być nawet pomocny, bo nie będziemy obciążeni żadnymi schematami myślowymi, wyniesionymi ze szkoły lub studiów, a pewne ogólnie znane pojęcia ujrzymy w innym świetle. Jedyne, co może nam sprawić trudności, to przełamanie naszych własnych uprzedzeń, przyzwyczajeń i niewiary. Zobaczymy, że niektóre mechanizmy, które doprowadziły do kryzysu są nawet opisywane na oficjalnych stronach internetowych rządów i banków centralnych. Nikt tego nie ukrywa! Jednak też nikt nie przedstawia ich tam, jako źródeł kryzysu. My sami też tak o nich nie myślimy. Tu znowu powołam się na niezawodnego McLuhana, który miał rację mówiąc:

Only the small secrets need to be protected. The big ones are kept secret by public incredulity.” – Tylko małe tajemnice muszą być chronione. Wielkie chronione są przez ogólne niedowierzanie.

Należy do tego jednak dodać także naszą ignorancję i brak zainteresowania sprawami naprawdę dla nas ważnymi. Jestem pewien, że dużo większym zainteresowaniem cieszyłyby się wyniki ligi podwórkowej w piłce kopanej z Pcimia Dolnego, niż to, o czym będę tu pisać! Przyznaję jednak, że temat, choć szalenie ciekawy, jest jednak bardzo obszerny i wiele pytań pozostanie bez jednoznacznej odpowiedzi. Po części z powodu braku źródeł, ale przede wszystkim z powodu braku badań nad tematem i zainteresowania nim środowiska „naukowców”. Cudzysłowu użyłem tu świadomie. Moim zdaniem ekonomia w obecnej postaci nie zasługuje na nazywanie jej nauką, tak więc ludzie z nią związani, też na miano naukowców nie zasługują. Gdy spojrzy się na studium przedstawiające zaangażowanie czołowych ekonomistów w instytucjach finansowych, to tylko utwierdzimy się w przekonaniu, że jest to forma naukowej, intelektualnej i moralnej prostytucji.

Ze względu na dość krótki żywot wielu stron internetowych będę podawać linki tylko do tych, co do których można mieć nadzieję, że za parę miesięcy będą jeszcze dostępne. Jeśli kogoś temat „wciągnie” może posłużyć się dowolną wyszukiwarką internetową, i w zależności od znajomości języków obcych, znajdzie wystarczającą ilość materiałów. Bardzo pomocnym (aczkolwiek w polskiej wersji nie zawsze pewnym) źródłem jest Wikipedia. Można w niej łatwo znaleźć odpowiedniki pojęć, których najczęściej nie znajdzie się w słownikach języków obcych. Poza tym w każdym języku pojęcia wyjaśnione są tam w różny sposób, mniej lub bardziej obszernie, z powołaniem się na różne źródła, więc zawsze warto je porównać, jeśli ma się taką możliwość. To porównanie jest często konieczne, gdyż wielokrotnie odniosłem wrażenie, że wiele pojęć w polskiej wersji jest przemilczane, niepełne a nawet fałszowane!

Świadomie piszę ten tekst jak najprostszym językiem, z wieloma uogólnieniami i uproszczeniami, tak, aby dotarł on do każdego, kto posługuje się „zdrowym rozumem”. Z tego samego względu unikam wielu fachowych terminów, tabel, liczb, wykresów, bo nudzą i odstraszają one tylko większość czytelników. Kto tego potrzebuje, znajdzie wszystko w internecie.

Cytaty w tekście są w oryginalnych językach (tych, które znam), gdyż nie zawsze można dokładnie przetłumaczyć ich sens, oraz na wypadek, gdyby moje tłumaczenia nie przypadły komuś do gustu, wątpił w ich prawidłowość lub po prostu chciał je porównać z oryginałami.

Dalej ->