Pieniądze

Jeżeli ktoś dotarł do tego miejsca, zastanawia się na pewno – co tu jest takiego odkrywczego? Przecież to są same banały, które wszyscy znają! Słyszy się o nich do znudzenia w mediach. Gdzie tu jest odpowiedź na postawione na początku pytania? To prawda. Jednak jest pewien „drobiazg”, o którym wprawdzie się mówi, ale który jest dla nas tak oczywisty, że nie zastanawiamy się w ogóle nad jego istotą. Popatrzmy jeszcze raz na indeksy wszystkich głównych giełd światowych. Na ich coraz szybszy wzrost. Przecież ten wzrost jest czymś mierzony! Istnieje jakiś miernik, w którym jest on wyrażany. Musi zatem przybywać tych jednostek miary! Jednak zastanówmy się nad innym problemem, o którym kompletnie nikt nie mówi: skąd biorą się coraz większe ilości tego miernika?

Nie trzeba być geniuszem, aby powiedzieć co to za miernik! Oczywiście chodzi o pieniądze! Jednak wracając do postawionego wcześniej pytania – nie pasuje nam ono do tego, co się potocznie mówi o pieniądzu. Mówimy na przykład, że pieniądz krąży. W tym wypadku musielibyśmy jednak powiedzieć, że pieniądz pęcznieje lub rozmnaża się! Aby wyjaśnić sobie te wątpliwości musimy jednak zadać sobie pytanie, z pozoru tak proste i oczywiste, że nikt go nie zadaje:

Co to są pieniądze?

Już widzę pukających się w głowę czytelników! Jednak odpowiedź na to pytanie naprawdę nie jest prosta. I tak naprawdę nikt jej do tej pory nie udzielił. Ja też nie będę próbował jej udzielić. Chodzi mi tutaj tylko o zwrócenie uwagi na coś, czym posługujemy się na codzień, i o czym tak naprawdę prawie nic nie wiemy!

Na to pytanie nie odpowie nam żaden profesor ekonomii. O ministrze finansów nie ma co wspominać. Obaj nie będą też prawie nic wiedzieli o systemach monetarnych. Nikt się tym nie zajmuje, żadna (oficjalna) nauka! Przeciętny śmiertelnik także kompletnie nie wie, o czym jest mowa. Myśli jedynie o wyglądzie różnych monet i banknotów, z którymi się w życiu zetknął. Czy orzełek był z koroną czy bez, czy był tam Waryński, Dzierżyński czy Piłsudski, czy postaci na banknocie miało sens domalować ciemne okulary, czy nie… Kompletnie nie rozumiemy co stało za tymi zmianami (poza względami politycznymi i ideologicznymi).

Zupełnie nic nie wiemy także o genezie powstania pieniądza. Powszechnie przyjmuje się, że powstał on, jako ułatwienie w handlu i zastąpił w ten sposób, niepraktyczny handel wymienny. Jednak wielu historyków i antropologów jest zdania, że pieniądz nie mógł tą drogą powstać w prymitywnych społecznościach, które nie znały nawet pojęcia własności. Sądzą oni, że pieniądz mógł się wykształcić z pewnych obyczajów społecznych, na przykład, jako umowny posag lub „opłata” za żonę. Inni są zdania, że mógł powstać na bazie religii, w formie ujednoliconych ofiar składanych bóstwom na ręce kapłanów. Wiele wskazuje właśnie na tę ostatnią tezę, gdyż świątynie sprawowały wtedy władzę za pośrednictwem kultu i były równocześnie miejscem skupiającym ludzi wykształconych, potrafiących wykorzystać swoją wiedzę do sprawowania władzy. Pierwszy historycznie znany pieniądz (szekel), był właśnie emitowany przez świątynie, jako ekwiwalent ofiary w naturze. Pieniądz zawsze owiany był także aurą tajemniczości. Jak pisze Stephen A. Zarlenga w swojej doskonałej książce „The Lost Science of Money” – wiemy wszystko o wywozie śmieci ze starożytnych Aten, nie wiemy jednak, poza wyglądem monet, prawie nic o ówczesnym systemie monetarnym.

Oczywiście pieniądz jest pojęciem abstrakcyjnym. Banknoty lub monety służą jedynie jego „unaocznieniu” i nie można powiedzieć, że tylko one mogą być pieniądzem. Ale przeszkoda w zrozumieniu, czym jest pieniądz leży w naszej podświadomości. Pokutuje w niej wciąż przekonanie, że pieniądz to rzecz, która sama w sobie musi mieć jakąś wartość. Dlatego (w naszej kulturze!) pierwszym pieniądzem, przypominającym obecny, zostały rzeczy, które dla wszystkich były przedmiotem pożądania, czyli metale szlachetne. Później złoto i srebro zastąpiono pokwitowaniem, które upoważniało do wydania przez bankiera odpowiedniej ilości kruszcu. Z czasem te pokwitowania ujednolicono i w ten sposób powstały banknoty z parytetem w złocie. Jak już wiemy, ostatnim takim pieniądzem był dolar. Za będącymi obecnie w obiegu pieniędzmi nie stoi więc nic! Nic, co byłoby obiektem ogólnego pożądania. Co zatem sprawia, że dla tych kolorowych papierków większość ludzi gotowa jest popełnić najgorszą zbrodnię? Co nadaje im ich wartość!!

Przejdźmy teraz do drugiego, z pozoru równie łatwego pytania: Jak powstaje pieniądz i kto go tworzy? Tutaj każdy powie, że przecież pieniądze drukowane są w mennicy państwowej, więc tworzy je państwo. Pokazują to często w telewizji jak banknoty wychodzą z drukarki a monety wysypują się z prasy! W takim razie, jeśli państwo tworzy pieniądze, to dlaczego zaciąga długi? Gdybyście mieli w piwnicy drukarnię pieniędzy, to bralibyście kredyt na kupno czegokolwiek? Poczekajmy na razie z wyjaśnieniem tego problemu i przejdźmy do następnego pytania. Jak pieniądze trafiają w obieg? Odpowiedź na to pytanie na pewno nie będzie natychmiastowa. Większość powie, że dostaje je z wypłatą, że emeryturę przynosi listonosz… w końcu ktoś bardziej rozgarnięty wymieni pojęcie banku emisyjnego lub centralnego, który wprowadza je do obiegu. Wprowadza do obiegu…. Ale jak? Rozdaje na ulicy? Zrzuca z samolotów? Ale na razie już dość zadręczania się głupimi pytaniami i przejdźmy do wyjaśnień.

Jak już wspomniałem na początku, nie zamierzam posługiwać się żadnymi podejrzanymi źródłami, więc sięgnijmy na stronę Narodowego Banku Polskiego, który jest bankiem emisyjnym i poszukajmy tam odpowiedzi.

I faktycznie mamy tam nawet dział „Wiedza”. Z wiedzą nie ma on jednak wiele wspólnego! Cały czas miałem wrażenie, że wszystkie informacje na tych stronach opierają się na zasadzie dużo gadać, ale nic nie powiedzieć, a już Boże broń, wyjaśnić! Wyraźnie widać, że stronę NBP przygotowano bez jakiegokolwiek całościowego konceptu i logiki. Poszczególne strony napisane zostały przez różnych autorów, którzy najwyraźniej nawet nie uzgodnili między sobą o czym będą pisać, gdyż często-gęsto piszą o tym samym. Czasem wychodzi to na dobre, gdyż wzajemnie się uzupełniają, nierzadko jednak wzajemnie sobie zaprzeczają, co niezbyt dobrze świadczy o ich fachowości. Na domiar złego w tekstach dominuje fachowy lub pseudofachowy bełkot. Mamy więc najlepszą metodę na zniechęcenie każdego czytelnika – i pewnie o to właśnie chodziło!

Jako, że Polska jest państwem wyznaniowym, na stronie NBP nie mogło oczywiście zabraknąć chrześcijańskiego wyjaśnienia bankowości; użyto (a właściwie nadużyto) do tego celu kazania na górze. Ciekawe, czemu nie użyto przypowieści o wyrzuceniu kupców i bankierów ze świątyni?…

Długo zajęło mi poszukiwanie informacji o tym jak bank centralny wprowadza pieniądze w obieg. Niestety nigdzie nie znalazłem zrozumiałego dla przeciętnego śmiertelnika opisu, który wyjaśniłby, jak pieniądze z drukarni trafiają do naszych portfeli. Posłużyłem się więc metodą dedukcji i z fragmentarycznych wyjaśnień w poszczególnych tekstach wyłowiłem interesującą nas informację.

Oto te fragmenty tekstów:

„Specyficznym bankiem jest bank centralny, którego rolę w Polsce pełni Narodowy Bank Polski. Bank centralny nie zbiera depozytów, nie udziela kredytów, nie otwiera kont, nie działa dla zysku. Jego podstawowym celem jest dbanie o stabilność pieniądza. Pełni także funkcję tzw. „banku banków”, która sprowadza się do prowadzenia rachunków „zwykłych” banków oraz do gotowości pożyczenia im (albo od nich) pieniędzy w sytuacji nagłych zaburzeń płynnościowych.”

„Bank centralny jest także emitentem pieniądza wykorzystywanego do realizacji wszystkich transakcji w gospodarce.” źródło

„Bank centralny to jedna z najważniejszych centralnych instytucji państwa, najczęściej mająca silne umocowanie prawne w konstytucji. Dba on o kondycję pieniądza i instytucji zajmujących się jego obrotem. Regulacje prawne przypisują bankom centralnym uprawnienia w zakresie:

  • kontroli podaży pieniądza,
  • reżimu kursowego,
  • bezpieczeństwa systemu płatniczego.

Bardzo często bank centralny odpowiada też za stan systemu bankowego. Przyjmuje on depozyty od banków komercyjnych, w tym tzw. rezerwy obowiązkowe i udziela im kredytów, gdy zasoby pieniężne banków są zbyt małe (dlatego mówimy „bank banków”). Kredyty takie udzielane są pod zastaw papierów wartościowych.” źródło.

Z tych fragmentów można wywnioskować, że bank centralny emituje pieniądze, które pożycza bankom komercyjnym, a one z kolei pożyczają je swoim klientom i w ten sposób wprowadzają je w obieg.

Jak wszyscy wiemy banki nie tylko udzielają kredytów, ale przyjmują także depozyty. I tutaj sytuacja zaczyna się komplikować:

„Głównym powodem przyjmowania przez banki depozytów jest to, że mają one możliwość dalszego pożyczania zebranych pieniędzy po wyższych stopach procentowych. Stają się w ten sposób pośrednikami w obrocie środkami pieniężnymi. Zebrane w postaci depozytów pieniądze mogą być pożyczone innym klientom banku w postaci udzielanych im kredytów.” źródło.

A dalej:

„Pierwszy i podstawowy problem dotyczy pytania, ile jest pieniądza w gospodarce. Nie tylko bowiem jest to pieniądz gotówkowy. Jeśli bowiem wpłacam do banku 100 zł i bank te 100 zł pożycza komuś innemu, to co prawda zupełnie wystarczy jeden banknot o nominale 100 zł, ale ja wciąż mam 100 zł depozytu i 100 zł kredytu krąży w gospodarce.”

„Bank centralny nie jest jedynym kreatorem pieniądza. Są nimi też banki komercyjne. Pieniądz tworzony przez nie w procesie kredytowania nazywa się pieniądzem kredytowym. Dla lepszego zrozumienia tego procesu musimy powrócić do naszych 100 zł depozytu. Środki z depozytu, jak pamiętamy, banki komercyjne pożyczają innym podmiotom. W tym momencie obok pieniądza gotówkowego pojawia się dodatkowy zapis w księgach banków, a globalnego pieniądza mamy więcej. O ile? O tyle, ile bank komercyjny pożyczy z naszego depozytu. Oczywiście banki będą się starały zaangażować możliwie jak największą część naszego depozytu, by zapracować na własny zysk i nasze odsetki. Pożyczone środki trafią do kolejnego banku, gdzie znów będą podstawą kolejnego kredytu. Jeśli banki komercyjne będą w stanie odpożyczyć całość depozytu, to po dwóch bankach 100 zł wykreuje kolejne 200 zł pieniądza kredytowego, czyli globalnie 300 zł. W ten sposób dzięki kredytom ilość pieniądza w gospodarce szybko przyrasta.” źródło

Jak widzimy wyjściowe pytanie „co to są pieniądze”, wcale nie jest bez sensu! Można spierać się o prawdziwość zdania, że banki komercyjne są kreatorami pieniądza. Moim zdaniem nie! W gospodarce krąży nadal jedynie 100 zł. W procesie „wędrówki” tego banknotu z banku do banku, wykreowane zostały jedynie pozycje księgowe, które uznawane są za pieniądze. Wystarczy, że do dwóch banków wejdzie dwóch klientów chcących podjąć ze swoich kont po 100 zł, aby zrozumieć, że jeden musi odejść z kwitkiem. Banki nie drukowały więc żadnych nowych pieniędzy, ale cały czas obracały tym samym banknotem stuzłotowym! Zwróćmy jednak uwagę na jedną ciekawą rzecz: po każdym udzieleniu kredytu, jego kwota jak gdyby się rozdwoiła – powstało jej lustrzane odbicie w księgowości banku – kwota kredytu po stronie „winien” i ta sama kwota po stronie „ma”. Możemy więc powiedzieć, że każdy dług jest równocześnie czyimś majątkiem! Proszę jeszcze raz przeczytać to zdanie i dobrze je zapamiętać!!!

Cały ten proces nazywa się systemem rezerw cząstkowych, a jego dokładniejszy opis znajdziemy w Wikipedii. System ten, może we względnie krótkim czasie stworzyć masę nowych „pieniędzy”. Jeśli ktoś nie boi się matematyki może to sobie wyliczyć. Pomocna będzie w tym ta strona. Dla większości, która tam nigdy nie zajrzy, powiem tylko, że ta ilość rośnie bardzo szybko! Banki centralne muszą więc jakoś ten proces spowolnić. Wyjaśnienie znajdziemy na stronie NBP:

„W jaki sposób banki centralne mogą zapobiegać zbyt szybkiemu przyrostowi akcji kredytowej? Poprzez ustalanie na odpowiednim poziomie oficjalnych stóp procentowych w połączeniu z operacjami otwartego rynku i systemem uśrednionej rezerwy obowiązkowej. Rezerwa obowiązkowa to część z każdego depozytu, jaką każdy bank komercyjny musi ulokować na rachunku w banku centralnym (nieoprocentowanym lub nisko oprocentowanym – w zależności od kraju). Oznacza to, że nie może on pożyczyć całej wartości naszego depozytu, co w konsekwencji oznacza ograniczenie akcji kredytowej, a więc ilości pieniądza w gospodarce. W Polsce stopa rezerw obowiązkowych od 31 grudnia 2010 r. wynosi 3,5 proc. Oznacza to, że dziś z każdych 100 zł depozytu tylko 96,5 zł może być pożyczone przez banki.” źródło.

Jednak nadal nie wiemy skąd wziął się w obiegu ten pierwszy banknot stuzłotowy! Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pieniądze są w użyciu już od paru tysiącleci i najczęściej wymienia się po prostu stare na nowe. W niektórych krajach, szczególnie nowo powstałych, albo po wojnach lub przewrotach politycznych, faktycznie na początku rozdaje się pieniądze! Każdy obywatel dostaje jednorazowo przy wprowadzeniu nowej waluty jakąś sumę. Mniej więcej w ten sposób wprowadzono w zachodnich Niemczech 20 lipca 1948 roku nową markę. Każdy obywatel dostał wtedy 40 marek w gotówce, a miesiąc później dodatkowo 20 marek. Firmy dostały po 60 marek na pracownika. Wielu naukowców badających systemy monetarne powołuje się z tego powodu na Niemcy. Po pierwsze po wojnie zaczynali od zera, a po drugie ze względu na tamtejszą biurokrację, która dysponuje masą danych statystycznych, których gdzie indziej się nie znajdzie.

Możemy więc pokrótce opisać mechanizm kryjący się za operacjami bankowymi. Użyjmy do tego celu fikcyjnych osób i nieco większej sumy pieniędzy. A więc po kolei:

Pan Jan wpłacił do banku 1000 zł w gotówce i tyle zaksięgowano na jego koncie. Sumę wpłaconą przez pana Jana, bank zamierza użyć do udzielenia komuś kredytu. W tym miejscu musimy sobie wyjaśnić, jakich pieniędzy bank może użyć do tego celu. Nie bardzo nadają sie do tego celu pieniądze znajdujące się na bieżących rachunkach oszczędnościowo-rozliczeniowych (tzw. RORach) – nigdy nie wiadomo czy nie będą one komuś jutro pilnie potrzebne. Używa się więc do tego celu pieniędzy, które lądują na lokatach terminowych. W ich wypadku, bank może nimi dysponować przez dłuższy okres czasu. Załóżmy, że pieniądze pana Jana umieszczono na takiej lokacie. Bank musi z 1000 zł pana Jana odprowadzić na swoje konto w banku centralnym 3,5%, czyli 35 zł, jako rezerwę obowiązkową (jest to teoria, w rzeczywistości odbywa się to inaczej). Do banku przychodzi teraz pan Ryszard i bierze kredyt w wysokości 965 zł. Załóżmy, że podjął gotówkę, więc bank wpisuje na jego koncie po stronie „winien” owe 965 zł i wypłaca mu tę sumę. Co się jednak dzieje, gdy pan Ryszard, zamiast wziąć gotówkę, chce przelać tę sumę na inne konto? Jeśli jest ono w tym samym banku – sprawa jest prosta. Ale gdy to konto jest w innym banku? Oczywiście nikt nie niesie tych pieniędzy do tego banku! Jak już wiemy, każdy bank ma swoje konto w banku centralnym i pomiędzy tymi kontami odbywa się ta operacja. Bank centralny pomniejsza konto banku pana Ryszarda o 965 zł i wpisuje je na konto innego banku. Jeśli bank pana Ryszarda nie ma tej sumy na swoim koncie, musi ją do wieczora (zwykle do godziny 22) „zorganizować”. Są na to różne sposoby. Może na to konto faktycznie wpłacić gotówkę. Może też tę sumę pożyczyć w innym banku lub bezpośrednio w banku centralnym. W przeciwnym wypadku przelew nie dojdzie do skutku! Widzimy więc, że „prawdziwymi” pieniędzmi możemy nazwać jedynie gotówkę, lub jej ekwiwalent, jakim są sumy na kontach banków komercyjnych w banku centralnym. Widzimy także, że owych „prawdziwych” pieniędzy używa się wyłącznie do rozliczeń, czy to gotówkowych, czy to międzybankowych. Żaden bank nigdy nie może równocześnie wypłacić wszystkich sum znajdujących się na jego kontach! Po prostu nie ma takiej ilości „prawdziwych” pieniędzy. Jednak skomplikowany proces opisany na stronie NBP jest bajeczką dla grzecznych dzieci! Nie znaczy to, że jest nieprawdą! Banki mogą tak robić i faktycznie czasami tak robią, jednak w praktyce prawie nigdy nie używają oszczędności swoich klientów, do dawania kredytów. Wpłacają je na swoje konta w banku centralnym i wykorzystują, jako rezerwę obowiązkową oraz do przelewów międzybankowych. Skąd zatem biorą pieniądze na kredyty? To proste. W pewnym sensie tworzą je same. Ale tylko w pewnym sensie… Wyjaśnijmy to sobie znów przy pomocy pana Jana i Ryszarda. Tysiąc złotych pana Jana bank wpłacił na swoje konto w banku centralnym. Jakiego kredytu może więc teraz udzielić? Na zdrowy rozum żadnego, bo nie ma przecież pieniędzy! Ale teraz przychodzi do banku pan Ryszard i chce wziąć kredyt na sumę 27.570 zł. Teoretycznie pracownik banku musiałby rozłożyć bezradnie ręce, jednak w prawdziwym banku mówi „proszę bardzo”. Jak to możliwe? Bardzo proste. Bank na koncie pana Ryszarda po stronie „ma” wpisuje kwotę żądanego kredytu (27.570 zł) i tę samą kwotę po stronie „winien”. Czemu użyłem do tego przykładu akurat 27.570 zł? Bo 3,5% od 28.570 to akurat 1.000 zł pana Jana leżące na konce w banku centralnym, jako rezerwa obowiązkowa, wiec 28.570 – 1.000 = 27.570. Ktoś może teraz powiedzeć: ale teraz bank nie może przecież tej sumy przelać do innego banku! W naszym przykładzie faktycznie tak jest. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. Pan Jan nie jest jedynym klientem banku. Są jeszcze tysiące innych, i to ich pieniędzy używa się do przelewów. Jeśli bankowi brakuje akurat pieniędzy, zawsze może je pożyczyć w banku centralnym. Robi to jednak bardzo rzadko i tylko w wypadku naprawdę dużych sum. Najczęściej pożycza je w innym banku, zwykle na kilka, góra kilkadzesiąt godzin. Czemu na tak krótko? To proste. Ilość przelewów w różnych kierunkach pomiędzy kontami w banku centralnym jest tak duża, że na pewno w ciągu najbliższych godzin na konto banku wpłyną jakieś sumy, z których można będze oddać pożyczkę.

Dokładniej cały ten proces opisano w Wikipedii. Nawet niektóre banki, też mają już dość opowiadania bajeczek dla grzecznych dzieci i piszą wyraźnie jak pieniądze trafiają w obieg (cały biuletyn jest tutaj).

Banki komercyjne tworzą więc „pieniądze” z niczego, i to one, a nie banki centralne są głównymi „twórcami” będących w obiegu pieniędzy. Banki centralne wprowadzają do obiegu około 3% będących w obrocie pieniędzy. Tak więc cała wrzawa medialna wokół stóp procentowych ustalanych przez banki centralne jest tylko zwykłym ogłupianiem. W praktyce nie mają one większego znaczenia dla gospodarki, bardziej dla spekulacji giełdowych. Pomijam tutaj całą stronę moralną – jak można pobierać odsetki od nieistniejących pieniędzy? Inną rzeczą jest natomiast system prawny i polityczny, który coś takiego dopuszcza. Jeśli ktoś się teraz na taki stan rzeczy oburzy i zapyta o to, kto na to pozwala, to odpowiedź na takie pytanie jest prosta – my wszyscy pozwalamy na to. Pozwalamy poprzez naszą głupotę, ignorancję, lenistwo umysłowe i brak zainteresowania dla rzeczy, które są dla nas naprawdę ważne!

Zastanówmy się teraz nad konsekwencjami tych operacji dla sytemu monetarnego. Przy tej okazji musimy wrócić do naszego początkowego pytania: „co to są pieniądze”? Wiemy już, że na pewno jest nimi gotówka będąca w naszych kieszeniach. Jest nimi także gotówka wpłacona do banku (leży teraz w sejfie bankowym). Na pewno jest nimi też suma, jaka znajduje się na koncie każdego banku komercyjnego w banku centralnym – w każdej chwili bank centralny zobowiązany jest zamienić ją na gotówkę, i nigdy mu jej nie zabraknie – zawsze może ją dodrukować. Ale czy jest pieniądzem suma na koncie pana Jana, po udzieleniu przez bank kredytu dla pana Ryszarda? Właściwie nie. Bank już tych pieniędzy przecież nie ma! Jest to tylko pokwitowanie, że bank winien jest panu Janowi taką sumę! Zobowiązaniem banku do wypłacenia tej sumy. Ale jak to bywa, zobowiązania nie zawsze są dotrzymywane, gdyż banki plajtują. Że nie jest to wcale rzadkością, i jak często to się zdarza – pokazuje raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Cały ten system, przypomina więc dawne powiedzonko z okresu PRL-u: „pewne jak w radzieckim banku – не пропадёт, и не получишь” – nie przepadnie i nie dostaniesz. Jest to zatem tylko substytut pieniądza. Bodajże czy nie trafniejszego określenia na tę formę pieniądza użył Karol Marks (cholera, znowu ten Marks!). Nazwał on go kapitałem fikcyjnym. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby ten kapitał ograniczył się tylko do pozycji księgowych. Niestety traktowany jest on na równi z prawdziwym pieniądzem i handluje się nim w postaci różnego rodzaju papierów wartościowych.

Na tym przykładzie widzimy, że odpowiedź na pytanie: co to są pieniądze, wcale nie jest taka prosta. Dlatego banki centralne dzielą pieniądze znajdujące się w obiegu, na różne rodzaje. Najczęściej określa się je jako agregaty pieniężne, a w skrótach: M0, M1, M2 i M3 (niektóre banki centralne nie używają agregatu M0). Kryteria przynależności do poszczególnych grup i sam podział różnią się jednak w zależności od kraju i banku centralnego. Na przykład dla Europejskiego Banku Centralnego znajdziemy je tu. Proszę zapamiętać te określenia – będziemy często do nich wracać.

Dla zabawy można zadać perfidne pytanie z rodzaju „czy Chrystus był chrześcijaninem” i zapytać się, czy banknoty leżące w skarbcu banku centralnego lub mennicy to pieniądze? Odpowiedź, tak jak i w wypadku Chrystusa, brzmi „nie”. Jak długo nie zostaną przez jakiś bank komercyjny pożyczone, są to (z prawnego punktu widzenia!) tylko kolorowe papierki. Można zatem, z dużą dozą prawdy powiedzieć, że pieniądz jest długiem podniesionym do rangi środka płatniczego!

Nie można też mówić o istnieniu jakiejś ilości pieniędzy będącej w obiegu! Każdej ilości pieniędzy odpowiada dług w identycznej wysokości (jeszcze raz przypominam zdanie, że każdy dług jest równocześnie czyimś majątkiem!). Istniejące pieniądze, są więc rezultatem wcześniejszej umowy, po której wypełnieniu – czyli spłaceniu długu – po prostu znikają!

Spróbujmy więc teraz wyjaśnić sobie pokrótce cały proces tworzenia i obiegu pieniądza. Wiemy już, że każdy obywatel dostał kiedyś „na rozruch” jakąś drobną sumę. Nie są to jednak kwoty znaczące w skali gospodarki. Firmy dla inwestycji potrzebują sum dużo wyższych. Skąd się one biorą? Jak wyjaśniono na stronie Narodowego Banku Polskiego, banki komercyjne pożyczają w nim pieniądze. Oczywiście nie dostają je ot tak sobie! Banki komercyjne muszą jako zastaw zdeponować w banku centralnym papiery wartościowe. Banki centralne akceptują w tym wypadku (prawie) wyłącznie obligacje państwowe. Wyjątkowo, w dodatku nie wszystkie banki, także obligacje bardzo dużych firm. Ich wartość odpowiada najczęściej tylko w przybliżeniu pożyczonej sumie. Musi być ona (co najmniej 15%) wyższa. Chodzi o to, aby bank centralny miał w razie potrzeby możliwość „ściągnięcia” pieniędzy z obiegu poprzez sprzedaż tego zastawu w tak zwanych operacjach otwartego rynku. W tych samych operacjach bank centralny ma także możliwość kupowania znajdujących się w obiegu obligacji. Może więc w ten sposób zwiększać ilość znajdujących się w obiegu pieniędzy – w potocznym języku, drukować pieniądze.

Dalej ->