Przyszłość

Co nas zatem w najbliższej przyszłości czeka?

Popatrzmy jeszcze raz na nowojorski indeks giełdowy. Zobaczymy małą górkę ze szczytem na przełomie lat 1929 – 1930. Jest dużo prawdy w stwierdzeniu, że górka ta doprowadziła do wybuchu II wojny światowej. W porównaniu z nią obecna wielkość indeksu to Himalaje przy zjeżdżalni dla dzieci!

Moim zdaniem, nie ma sensu pytanie „czy dojdzie do załamania światowego systemu monetarnego?”, bo jest to oczywiste. Mało znaczące jest też pytanie o to, kiedy to nastąpi. Naprawdę ważne jest tylko jedno pytanie: JAK TO SIĘ ODBĘDZIE!?.

Zgrożenie to dostrzegli też autorzy Global Challenges Foundation w swoim raporcie o zagrożeniach dla ludzkości.

Jak zauważył w swoich badaniach Giovanni Arrighi, we wszystkich dotychczasowych kryzysach monetarnych konieczny był „reset” – rozpoczęcie wszystkiego od nowa. W zależności od epoki, reset taki kosztował życie tysięcy lub milionów ludzi.

Wszyscy ulegamy iluzji, że sumy znajdujące się na kontach milionerów, miliarderów, a w najbliższej przyszłości pewnie także bilionerów, są realnym majątkiem. Kto zapomniał, jeszcze raz przypominam zdanie: każdy dług jest równocześnie czyimś majątkiem! Owszem, spora część ich majątków ulokowana jest na przykład w nieruchomościach, fabrykach i ta część jest jak najbardziej realna. Osobnym problemem jest tu wycena tych dóbr, ale jest to sprawa drugorzędna. Jednak to, co znajduje się na ich kontach jest niczym innym jak tylko pozycją księgową obrazującą czyjś dług! Dokładniej mówiąc dług reszty społeczeństwa. Tych przysłowiowych już 99 procent.

Tak samo jest z zapłatą za eksport towarów. Już dziś możemy powiedzieć, że każdy dolar, otrzymany jako zapłata za towar lub usługę, jest niczym innym jak pokwitowaniem datku na cele dobroczynne na rzecz społeczeństwa amerykańskiego (a właściwie jego oligarchów)! Całe to wirtualne bogactwo pęcznieje w oczach jak nadmuchiwany balon. Ale w końcu ten balon musi pęknąć. I na pewno nie skończy się na huku i strachu! Ten balon osiągnął już siłę rażenia wszystkich światowych arsenałów broni nuklearnych! Jeszcze raz odwołam się do indeksów giełdowych – nigdy w historii nie chodziło o tak gigantyczne sumy! Straty spowodowane wszystkimi dotychczasowymi kryzysami były bolesne, ale kryzysy te wybuchały dużo wcześniej i utracone z ich przyczyny majątki niszczyły egzystencję jedynie ograniczonej grupy ludzi. Inni, dla ratowania swoich majątków doprowadzali do wojen, w których ginęły miliony. Straty te nigdy nie stanowiły jednak zagrożenia dla egzystencji całych państw i narodów! A wiele z nich to mocarstwa dysponujące bronią nuklearną, lub mogące ją szybko wyprodukować. Nigdy też tak ogromne bogactwo (wprawdzie wirtualne, ale i tak nikt tego nie rozumie!) nie zostało skoncentrowane w ręku tak niewielkiej liczby ludzi, których wpływy są w stanie wywołać każdą wojnę.

Spójrzmy na fakty. Według danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych krótko przed ostatnim kryzysem – pod koniec 2007 roku, suma wszystkich kredytów – państwowych i prywatnych – wynosiła 107 bilionów dolarów. Aby przedstawić to obrazowo – mniej więcej dwa razy tyle ile wynosił wtedy światowy produkt globalny rocznie. Od wielu lat mówi się bez przerwy o konieczności oszczędzania i obniżki zadłużenia. Z jakim efektem? Pod koniec 2013 roku suma ta wzrosła do 150 bilionów dolarów!! Około dwa i pół razy tego ile wynosi produkt globalny. Na czele listy największych dłużników stoi USA. W 2007 roku Amerykanie mieli 2 biliony dolarów długów zagranicznych (external debt), w 2013 – 5,7 bilionów! Głównymi wierzycielami są najwięksi eksporterzy: Chiny, Japonia i Niemcy. Na przykład Niemcom świat jest winien 1,7 bilionów dolarów – to jest około połowy ich produktu narodowego. Dramatyczna jest sytuacja innych krajów. Norwegia – eksporter ropy i gazu postanowiła nie „przejadać” zarobionych pieniędzy, ale odłożyć je na „czarną godzinę”. Oczywiście państwo nie robi tego chowając banknoty pod materac! Zainwestowali je, czyli mówiąc prościej, pożyczyli je innym, i w tej chwili świat jest im winien ok. 140 procent ich dochodu narodowego. Podobnie jest ze Szwajcarią, która tradycyjnie zarządza większością ukradzionych gdziekolwiek na świecie pieniędzy, i która robi z nimi to samo co Norwegia. Azjatyckim „tygrysiątkom” (Hongkong i Singapur) świat jest winien po 200 procent ich produktów narodowych. Oczywiście ekonomiści zastanawiają się nad przyczynami tego stanu rzeczy i nie wiedzą, dlaczego wszystkie dotychczasowe przeciwdziałania nie tylko nie przynoszą efektów, ale wręcz odwrotny skutek. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czy są oni aż takimi idiotami, czy tylko takich udają, wiem jednak, jakie będą ich zalecenia dla polityków: obniżki zarobków i cięcia socjalne.

A są to tylko długi zagraniczne! Popatrzmy na przykład na całość zadłużenia USA. Jest to w tej chwili 17,9 bilionów dolarów. Wszyscy pracujący Amerykanie musieliby przez 45 lat oddawać wszystkie swoje zarobki, aby spłacić ten dług! W tym miejscu jeszcze raz powtórzę zdanie: każdy dług jest równocześnie czyims majątkiem. Naiwnie wyobrażamy sobie, że wszystkie te biliony, znajdujące się na kontach zarówno superbogaczy jak i państw, to sterty banknotów albo sztab złota. Nic z tego! Są to tylko pozycje księgowe, których wielkość dawno przekroczyła już realne możliwości ich spłaty!

Nie wiem także, co powiedzą rządy państw-wierzycieli swoim obywatelom, gdy nie da się już ukryć prawdy o tym, że ich wieloletnia praca poszła na marne. Szczególną nerwowość widać u rządu chińskiego. Jego wydawanie pełnymi garściami zarobionych dolarów, zdaje się wskazywać na to, że zaczyna on powoli rozumieć, co się dzieje i próbuje wydać zielone papierki, dopóki są jeszcze na świecie naiwni, którzy chcą je przyjąć. Historia Chin uczy, że gniew ich obywateli bywa straszny dla rządzących. A jest to ponad miliard gniewnych ludzi, którym odebrałoby się rozbudzoną już nadzieję na lepsze życie!

Ciarki przechodzą po plecach, gdy uświadomimy sobie, że pierwszy raz w historii, ludzkość dysponuje technicznymi możliwościami samozagłady. Wojna światowa, byłaby więc ostatnią w dziejach ludzkości!

Powie ktoś, że ludzkość wyciągnęła wnioski z historii. Nie byłbym jednak takim optymistą. W jednym ze swoich felietonów, nieodżałowany Jan Kaczmarek, parafrazując Hegla, powiedział kiedyś trafnie, że jedyny logiczny wniosek, jaki można wyciągnąć z nauki historii, to ten, że z nauki historii ludzkość nie wyciąga żadnych wniosków. A ta ludzkość to przecież my wszyscy…

Jeśli już jestem przy cytatach – „Чтобы разрушить общество, нужно разорить его финансовую систему – „Aby zniszczyć społeczeństwo, trzeba zniszczyć jego system monetarny”. Autorem tego zdania jest nie kto inny, jak Włodzimierz Iljicz Lenin (!!). Keynes znał to zdanie i skomentował je – “Lenin was certainly right. There is no subtler, no surer means of overturning the existing basis of society than to debauch the currency. The process engages all the hidden forces of economic law on the side of destruction, and does it in a manner which not one man in a million is able to diagnose.” – Lenin miał całkowitą rację. Nie ma trudniejszego do zrozumienia i pewniejszego środka na doprowadzenie do upadku istniejących struktur społecznych niż zepsucie pieniądza. Ten proces doprowadza do destrukcji praw ekonomii, i to w taki sposób, że najwyżej jeden człowiek na milion jest w stanie to zrozumieć (tłumaczenie moje). Źródło lub w oryginalnym tekście.

Tak na marginesie – w polskiej wersji Wikipedii tego cytatu nie znajdziemy. Pewnie „(auto)cenzura” nie mogła zaakceptować tego Lenina…

To zdanie Lenina nie dotyczy tylko kapitalizmu, ale każdego systemu gospodarczego, a proces ten przeżywamy obecnie w skali globalnej!

O tym, że prawdziwe jest także zdanie Keynsa, co do ilości osób, które ten proces rozumieją, świadczy wizyta w pierwszej lepszej księgarni. Półki uginają się od książek ostrzegających przed niebezpieczeństwami zachodzących obecnie na świecie procesów społecznych i gospodarczych, ale jest to wyłącznie analiza objawów, a nie przyczyn. To tak, jakby lekarze tylko mierzyli gorączkę i dyskutowali o jej wahaniach, ale nie zajmowali się tym, co ją powoduje. Jeśli już ktoś próbuje coś analizować, to zwala wszystko na ludzką chciwość lub niesprawiedliwe systemy podatkowe. Aby w literaturze angielsko- i niemieckojęzycznej, policzyć ilość książek opisujących prawdziwe przyczyny kryzysu, wystarczy z nadwyżką palców u jednej ręki! W literaturze polskiej nie znam żadnej.

Znaczenie systemu monetarnego najlepiej powinni rozumieć ludzie z nim związani. Wagę tego problemu chyba najcelniej określił Robert H. Hemphill, Credit Manager of the Federal Reserve Bank, Atlanta. Jego wypowiedź jest często cytowana przez zwolenników reformy pieniądza:

We are completely dependent on the commercial banks. Someone has to borrow every dollar we have in circulation, cash or credit. If the banks create ample synthetic money, we are prosperous; if not, we starve. We are absolutely without a permanent money system. When one gets a complete grasp of the picture, the tragic absurdity of our hopeless position is almost incredible, but there it is. It is the most important subject intelligent persons can investigate and reflect upon. It is so important that our present civilization may collapse unless it becomes widely understood and the defects remedied soon.” – Jesteśmy całkowicie zależni od banków komercyjnych. Każdy dolar, będący w obiegu jako gotówka lub kredyt, musiał być przez kogoś pożyczony. Gdy banki tworzą dużo sztucznego pieniądza, prosperujemy; jeśli nie, głodujemy. Nie posiadamy żadnego stałego systemu pieniężnego. Gdy się to zrozumie, absurd naszej beznadziejnej sytuacji jest wprost niewiarygodny, ale tak jest. Jest to najważniejszy temat do rozmyślań dla każdej myślącej osoby. Jest to tak ważne, bo jeśli tego nie zrozumiemy i nie naprawimy, może dojść do zniszczenia naszej cywilizacji (tłumaczenie moje).

Niestety możemy dziś śmiało powiedzieć, że ludzkość zmierza prostą drogą do samozagłady. I że gdy będą startować pierwsze rakiety z głowicami nuklearnymi, tylko parę tysięcy osób na siedem miliardów mieszkańców Ziemi będzie umiało prawidłowo odpowiedzieć na pytanie „co do tego doprowadziło?”. Później nie będzie już nikogo, kogo będzie interesowało zarówno to pytanie, jak i odpowiedź…

Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy skazani na zmianę systemu monetarnego. Do wybuchu wojny doprowadzi albo jego kolaps – obciążenie odsetkami przekroczy realne możliwości ich spłaty, albo walka o dostęp do surowców. Coraz większa ich ilość jest niezbędna przy wzroście gospodarczym. Ten wzrost gospodarczy dotyczył do tej pory jedynie Europy i północnej Ameryki. W tej chwili objął on przede wszystkim Azję, a także południową Amerykę (na razie omija on Afrykę) i jest to wzrost lawinowy. Musimy zdać sobie sprawę z konsekwencji tego procesu. W samych tylko Chinach, mieszka tylu ludzi, co w Europie i północnej Ameryce razem wziętych! Drugim takim krajem są Indie! Reszta krajów Azji też nie jest pustynią. Wystarczy, że tylko każdy Chińczyk będzie chciał jeździć motorynką (nie musi to od razu być samochód), a zabraknie ropy na świecie! Coraz więcej (jak na razie głównie azjatyckich) naukowców proponuje szukanie dla świata modeli gospodarczych, nie opartych na konieczności ciągłego wzrostu. Nie rozumieją oni jednak, że bez usunięcia przyczyny tego procesu, jest to nierealne. A tą przyczyną jest właśnie system monetarny!

Co sprawia jednak, że nawet tak nieśmiała krytyka nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji politycznych w postaci chociażby reform podatkowych, które chociaż trochę złagodziłyby proces rozwarstwienia społecznego? Czemu żadna partia nie wysuwa nawet takiego postulatu, a jeśli już, to po wygranych wyborach natychmiast o nim zapomina? Po prostu politycy to tylko żądni władzy psychopaci, którzy znają się jedynie na wewnątrz- i międzypartyjnych gierkach. Wycierają sobie gęby frazesami o dobru kraju i narodu, robiąc coś zupełnie przeciwnego. Wiedzę o gospodarce mają tylko na takim poziomie, który pozwala im gospodarować do własnych kieszeni. Decyzje gospodarcze podpowiadają im wszelakiej maści eksperci działający za kulisami. I właśnie w tej klasie ekspertów leży cały problem! Od lat 70. właściwie wszystkie dziedziny nauk społecznych i ekonomicznych zostały opanowane przez ideologię neoliberalną. Doprowadziło to do tego, że ideologia ta, stała się dzisiaj praktycznie religią. A w żadnej religii nie podważa się istnienia boga. Tym bogiem stał się rynek, który ma mieć według niej praktycznie boskie cechy. Bóg-Rynek, który wszystkim steruje i któremu należy się bezwzględnie podporządkować. A jak zachowują się kapłani tej religii w czasie kryzysu? Tak samo jak kapłani Inków i Azteków w czasie suszy. Wołają o więcej ofiar na ołtarzu boga! Więcej uciętych głów, więcej wyrwanych żywcem serc, więcej krwi – czyli w dzisiejszej wersji: więcej biednych, więcej bezrobotnych, więcej wykluczonych, więcej głodnych, więcej bezdomnych, więcej chorych bez pomocy medycznej …

Dostrzegł to papież Franciszek. W swojej encyklice Evangelii Gaudium pisze wyraźnie: „Stworzyliśmy nowych bożków. Kult starożytnego złotego cielca (por. Wj 32, 1-35) znalazł nową i okrutną wersję w bałwochwalstwie pieniądza i w dyktaturze ekonomii bez ludzkiej twarzy i bez naprawdę ludzkiego celu.” Ciekawe także, czemu w naszym rzekomo chrześcijańskim kraju, nic o tej części encykliki nie mówiono!

Neoliberalizm, tak jak prawie każda religia, głosi także fatalizm, który powoduje ogólne przekonanie o bezsensowności jakiegokolwiek przeciwdziałania. Fatalizm ten sparaliżował praktycznie proces myślenia wielu naukowców, doprowadzając do tego, że neoliberalizm jest obecnie tym, czym w średniowieczu było tak zwane communis doctorum opinio – wspólnym przekonaniem wszystkich uczonych. I biada temu, który odważyłby się mu przeciwstawić! Nie zostanie wprawdzie spalony na stosie, ale metody są równie skuteczne.

Doświadczył tego nawet papież w reakcji na swoją encyklikę. Papatrzmy tylko na kilka przykładów:

http://www.huffingtonpost.com/2013/12/02/rush-limbaugh-pope-francis_n_4373635.html

http://www.forbes.com/sites/louiswoodhill/2013/12/04/papal-bull-why-pope-francis-should-be-grateful-for-capitalism/

http://www.welt.de/debatte/kommentare/article122602626/Die-Kirche-sollte-den-Kapitalismus-schaetzen.html

http://www.faz.net/aktuell/wirtschaft/tyrannei-des-marktes-die-kirche-verachtet-die-reichen-12688735.html

Jeszcze nigdy nie nazwano papieża marksistą! Ta wściekła reakcja jest także rezultatem większej atrakcyjności nowej religii. W przeciwieństwie do chrześcijaństwa, obiecuje ona raj na ziemi, a nie po śmierci!

„Przymus bezpośredni” został dzisiaj zastąpiony bezosobowym przymusem ekonomicznym i społecznym. Równocześnie cały ten proces stał się anonimowy. Nie ma żadnej inkwizycji! Jawi się on nam, jako bezosobowy przymus okoliczności. Uruchomiony został mechanizm, w którym więźniowie nie muszą być nadzorowani – nadzorują się sami. Najlepiej ilustruje to sytuacja w naszych mediach. Nie ma już oficjalnie urzędu cenzury, ale autocenzura widoczna jest na każdym kroku i funkcjonuje dużo skuteczniej! Równocześnie zarówno jednostki, jak i całe społeczeństwa nie są w stanie wskazać, przeciwko komu, lub czemu mają się buntować (jeszcze jeden dowód na trafność komentarza Keynsa do twierdzenia Lenina)! Nie ma żadnego króla, którego można zgilotynować, nie ma wyzyskiwaczy, których można wskazać palcem i wywłaszczyć, a ci, których się za nich uważa wcale nimi nie są. Strumienie wirtualnych pieniędzy, kierowane przez anonimowe rynki finansowe są kompletną abstrakcją. Nawet zatwardziali zwolennicy teorii spiskowych są bezsilni wobec takiej sytuacji. Nic więc dziwnego, że (jak w londyńskich zamieszkach z sierpnia 2011 roku) nagromadzone pokłady niezadowolenia społecznego wybuchają ze ślepą nienawiścią do wszystkiego i wszystkich. Londyńskie zamieszki były dopiero pierwszym, drastycznym objawem procesu erozji struktur społecznych. Dla wielu zupełnie nieświadomie, jesteśmy świadkami zaniku wszystkich tych cech, które charakteryzują pojęcie „człowieczeństwo”. Wszystkie tradycyjne wartości moralne, jak współczucie i empatia składane są na ołtarzu wszechwładnego rynku i jego wyimaginowanych praw, dla których nie przedstawiają one żadnej wartości. Rynek nie ma moralności, a bez moralności znowu stajemy się zwierzętami. Społeczeństwo, które kantowski imperatyw kategoryczny zastępuje imperatywem opłacalności, zysku i bogacenia się za wszelką cenę, doprowadzającym do tego, że ogromna część dzieci wyrasta w biedzie, wykluczeniu i bez poczucia więzi społecznych oraz w atmosferze wzajemnej konkurencji i nieufności, musi spodziewać się tego, że psychika jego członków będzie się kształtowała właśnie poprzez te odczłowieczone prawa – egoizm, bezwzględność i poczucie wzajemnej wrogości, które w każdej chwili mogą przerodzić się w ślepą agresję i nienawiść. Także w nienawiść do siebie samego. Wielu nie wytrzymuje tego psychicznie. Samobójstwo już dziś jest w Polsce najczęstszą przyczyną zgonu wśród młodzieży.

Podobnie ujmuje to papież Franciszek we wspomnianej powyżej encyklice:

Dzisiaj wszystko poddane jest prawom rywalizacji i prawu silniejszego, gdzie możny pożera słabszego. W następstwie tej sytuacji wielkie masy ludności są wykluczone i marginalizowane: bez pracy, bez perspektyw, bez dróg wyjścia. Samego człowieka uważa się za dobro konsumpcyjne, które można użyć, a potem wyrzucić. Daliśmy początek kulturze «odrzucenia», którą wręcz się promuje. Nie chodzi już tylko o zjawisko wyzysku i ucisku, ale o coś nowego: przez wykluczenie zraniona jest w samej swej istocie przynależność do społeczeństwa, w którym człowiek żyje, ponieważ nie jesteśmy w nim nawet na samym dole, na peryferiach czy pozbawieni władzy, ale poza nim. Wykluczeni nie są «wyzyskiwani», ale są odrzuceni, są «niepotrzebnymi resztkami».

Nie wiem czy papież wiedział, że gdy pisał te słowa, nie były one wcale przenośnią! Amerykańska firma Acxiom zajmująca się tak zwanym scoringiem – oceną wypłacalności i możliwości finansowych potencjalnych klientów – podzieliła konsumentów, czyli społeczeństwo, na grupy. Najniższą z nich nazwała „waste” – śmieci. Jak bardzo trzeba pogardzać tymi ludźmi, aby użyć takiego określenia!

W karierze pomocne stają się zatem cechy, jakie mają psychopaci – brak zahamowań, brak wyrzutów sumienia, brak współczucia (także dla siebie samego), całkowita koncentracja na tym, co jest najważniejsze, a także brak wątpliwości co do słuszności swego postępowania. Dodatkowo psychopaci są często charyzmatyczni, pełni energii, którą potrafią zarazić swoje otoczenie. Opisał to doskonale angielski psycholog Kevin Dutton w swojej przerażającej książce „The Wisdom of Psychopaths” – mądrość psychopatów, z podtytułem „Lessons in Life from Saints, Spies and Serial Killers” – czego możemy się nauczyć od świętych, szpiegów i seryjnych morderców. Autor dzieli w niej psychopatów na dwie kategorie: functional and criminal psychopaths – psychopatów funkcjonujących i kryminalnych. Kategoria psychopatów – kryminalistów jest oczywista. Natomiast psychopaci funkcjonujący, pochodzą najczęściej z tzw. „dobrych domów”, są dobrze wykształceni, inteligentni i dzięki temu – jak to określa autor – kariera w wielu zawodach stoi przed nimi otworem. Jego badania wykazały, że najwięcej psychopatów jest wśród menedżerów firm (to nie zaskoczenie), prawników, dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, chirurgów, dziennikarzy prasowych i (uwaga!!) księży. Przeraża mnie w tej książce nie tyle to, co autor pisze (właściwie większość z jego obserwacji nie jest zaskoczeniem), ile chłodny, naukowy dystans i brak jakichkolwiek wniosków, co do konsekwencji, jakie niesie dla społeczeństwa promowanie takich cech.
Problem zła w polityce analizował też Andrzej Łobaczewski w swojej książce „Ponerologia polityczna”. Wprawdzie koncentruje on się w niej na komuniźmie, ale uniwersalność jego spostrzeżeń dostrzegli inni. Nic dziwnego, że zrobili oni wiele, aby ta książka nie ujrzała światła dziennego. A byli wśród nich między innymi Zbigniew Brzeziński i JPII! Jednak najtrafniej (i najkrócej) zjawisko zła w warstwie rządzącej opisał Hermann Oberth – niemiecki lekarz i fizyk. W jego książce „Katechismus der Uraniden” – Katechizm Uranidów znajdziemy następujące zdania, krótko i zwięźle opisujące cały proces:

Im Leben stehen einem anständigen Charakter so und so viele Wege offen, um vorwärts zu kommen. Einem Schurken stehen bei gleicher Intelligenz und Tatkraft auf dem gleichen Platz diese Wege auch alle offen, daneben aber auch noch andere, die ein anständiger Kerl nicht geht. Er hat daher mehr Chancen, vorwärts zu kommen. Infolge dieser negativen charakterlichen Auslese findet eine Anreicherung der höheren Gesellschaftsschichten mit Schurken statt. Das ethische Durchschnittsniveau einer Gesellschaftsschicht wird umso schlechter, je besser und einflussreicher sie gestellt ist. Nur dieser Umstand vermag die Tatsache zu erklären, warum die Welt nicht schon seit mindestens fünftausend Jahren ein Paradies ist. Das muss man wissen, wenn man die Weltgeschichte verstehen will.” – Przyzwoity charakter ma w życiu do wyboru pewną ilość dróg. Przed łajdakiem o takiej samej inteligencji i energii stoją otworem te same drogi, ale także inne, którymi przyzwoity człowiek nigdy nie pójdzie. Dlatego łajdak ma szansę dojść dalej. Z powodu tej negatywnej selekcji charakterów, wyższe warstwy społeczeństwa są przesycone łajdakami. Im bardziej wpływowa jest dana warstwa społeczna, tym niższy jest jej średni poziom etyczny. Tylko tej okoliczności zawdzięczamy fakt, że świat od co najmniej pięciu tysięcy lat nie jest rajem. To trzeba wiedzieć, jeśli się chce zrozumieć historię świata (tłumaczenie moje). Genialne, prawda!

Zabezpieczeniem przed wypaczeniami nie są już nawet takie zdobycze społeczne jak demokracja. Jak wykazał Colin Crouch w swojej doskonałej książce „Post-Democracy”, demokracja jest to już tylko nic nieznaczący frazes. Nawet jeśli wybory doprowadzają do zmiany ekipy rządzącej, nie dochodzi do jakiejkolwiek rzeczywistej zmiany w sposobie rządzenia państwem. Debata przedwyborcza jest od samego początku sterowana i nakierowywana na tematy, które wprawdzie mogą wywołać zainteresowanie społeczeństwa i skutecznie je podzielić, ale nie odgrywają żadnej roli dla klasy rządzącej. W naszym kraju jest to na przykład aborcja lub prawa mniejszości seksualnych. Skłócone wobec takich tematów społeczeństwo nawet nie zauważy, kiedy rząd i parlament uchwalą nowe, niekorzystne dla niego przepisy dotyczące naprawdę ważnych tematów jak opieka zdrowotna, prawo pracy czy szkolnictwo. Książka ta, przed paroma laty wywołała na Zachodzie istne trzęsienie ziemi i była szeroko dyskutowana. W polskiej Wikipedii nie ma o jej autorze żadnej wzmianki! W naszych mediach także nie natknąłem się na jakąkolwiek informację o niej.

Wszystko to pogłębia nasz sposób odbioru otaczającego nas świata. W okresie zimnej wojny, ludzkość co najmniej raz była już na krawędzi wybuchu wojny nuklearnej. Jednak wtedy, po obu stronach, u steru władzy byli ludzie, którzy przeżyli prawdziwą wojnę. Widzieli prawdziwą śmierć i cierpienie. Wielu z nich walczyło z bronią w ręku. Strzelano do nich. Przeżyli sami prawdziwe niebezpieczeństwo i prawdziwy strach. Potrafili zatem, wyobrazić sobie konsekwencje swoich ewentualnych decyzji. Gdy pod koniec lat pięćdziesiątych John von Neumann, twórca teorii gier, doradzał prezydentowi Eisenhowerowi jak najszybsze użycie bomb wodorowych przeciwko ZSRR, ten, jako generał z doświadczeniem wojennym, nie skorzystał z tej rady. Podobnie postąpił J. F. Kennedy, także mający doświadczenia wojenne, w czasie kryzysu kubańskiego. Nie posłuchał doradców i zamiast na konflikt zbrojny, postawił na twarde negocjacje. Dzisiaj do władzy dochodzi pokolenie, które wojnę widziało tylko na ekranie telewizora, a zabijanie ma dobrze wyćwiczone w grach komputerowych. Prawdziwa wojna jest więc dla nich kolejną grą, zwłaszcza, że nowoczesne techniki zabijania coraz częściej pozwalają na prowadzenie jej na odległość – przed ekranem komputera właśnie, a wspomnianą wyżej teorię gier, już dawno wprowadzono do programu nauczania w akademiach wojskowych.

Ciągle mam przed oczami rysunek z New Yorkera, który widziałem jeszcze na początku lat 80. Mężczyzna w czasie deszczu zmienia koło w samochodzie i mówi do siedzących w nim i nudzących się dzieci – „Nie mogę przełączyć na inny kanał. To się dzieje naprawdę!”. Już wtedy ktoś zrozumiał, jak wirtualna rzeczywistość zmienia nasz sposób odbierania i pojmowania świata. A przecież wtedy była to tylko telewizja, z bardzo wówczas ograniczonymi możliwościami technicznymi! Dziś rzeczywistość wirtualna i „prawdziwa” zlewają nam się w jedno. Często nie potrafimy powiedzieć, czy oglądana w kinie lub telewizji scena, jest prawdą, czy animacją komputerową. Technika poszła tak daleko, że zanikła możliwość ich rozróżnienia! Zanika też umiejętność rozróżnienia konsekwencji naszego postępowania w grze komputerowej i w prawdziwym życiu. Sprawdza się to, co przewidział Neil Postman w swojej książce „Amusing Ourselves to Death” – zabawiamy się na śmierć! Niestetey sprawdza się także to, co pisał Kierkegaard o reakcji publiczności w teatrze na wiadomość o pożarze. Osoby, które ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem są traktowane jak błazny i śmiejemy się z nich.
Coraz bardziej oduczani jesteśmy także od umiejętnośco racjonalnego podejmowania decyzji. Każdy z nas bombardowany jest codziennie reklamami, które nie mówią nic o zaletach reklamowanych produktów lub usług. Poprzez umiejętnie pokazane tło emocjonalne apelują do naszej podświadomości. Kup mnie! Załóż konto w naszym banku. Samochody w tych reklamach jadą (zawsze pustymi drogami!) przez piękny krajobraz. Pijący jakąś przesłodzoną lurę ma wniebowzięty wyraz twarzy. Szczęśliwe rodziny spożywają danie z puszki lub z torebki. Piękne dziewczyny oglądają się za facetem, który spryskał się jakimś pachnidłem, lub ma najnowszy model smartfona itd., itp. Coraz większą przewagę nad szkoleniami fachowymi, zdobywają wszelkiego rodzaju szkolenia motywacyjne. Przyszłym manadżerom i decydentom nie mówi się już: rozważ wszystkie za i przeciw, a potem podejmij decyzję. Dzisiaj słyszą: myśl pozytywnie! „Myśleć pozytywnie” może kiedyś polityk podemujący decyzję naciśnięcia guzika startującego rakiety z głowicami nuklearnymi… Po prostu nie będzie umiał inaczej myśleć!

Chociaż większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, żyjemy w okresie epokowych zmian, które (o ile się wcześniej sami nie zniszczymy) doprowadzą do upadku starego porządku. Jednak prawdziwą tragedią są nie tyle owe zmiany i upadek starego porządku, ale to, o czym już wspomniałem powyżej – myślowy paraliż elit intelektualnych. Każda poprzednia epoka schyłkowa, charakteryzowała się tym, że można było przewidzieć kierunek zmian. Tworzyła się jakaś nowa klasa społeczna, która walczyła o swoje prawa. Klasie tej przyświecały jakieś idee, programy. Istniał też realny przeciwnik, w postaci starych klas, broniących swojej pozycji. Teraz instynktownie czujemy, że obecny stan jest nie do zniesienia. Że system polityczny, społeczny i gospodarczy nie funkcjonuje prawidłowo. Ale nie mamy żadnej wiarygodnej analizy tego procesu. Nie wiemy też, co musimy zmienić, przeciwko komu, lub czemu mamy się zwrócić, kim lub czym jest przeciwnik. Nie rozumiemy, że tym przeciwnikiem jesteśmy my sami, bo nie potrafimy pojąć, że jesteśmy uciskani nie tyle przez konkretnych ludzi, ile stworzone przez nas samych(!!!!), zupełnie abstrakcyjne połączenie systemu społecznego, gospodarczego i (przede wszystkim!) patologicznego systemu monetarnego! W jaki sposób doszło do takiej sytuacji? To temat na całą bibliotekę prac naukowych (i na całą masę nowych idiotycznych teorii spiskowych). Moim zdaniem proces ten najlepiej opisuje jedno z twierdzeń angielskiego historyka Iana Morrisa:

Change is caused by lazy, greedy, frightened people looking for easier, more profitable and safer ways to do things. And they rarely know what they’re doing.” – zmiany zostają wprowadzane w życie przez leniwych, chciwych, przestraszonych ludzi, szukających łatwiejszych, korzystniejszych i bezpieczniejszych sposobów życia. I przy tym rzadko zdających sobie sprawę z tego, co robią (tłumaczenie moje). Ostatnie zdanie cytatu wyjaśnia wszystko!

Nie istnieje też żadna nowa klasa, która byłaby motorem zmian. Wielkoprzemysłowy proletariat praktycznie przestał istnieć. Najgorsze jest jednak, że nie ma też żadnej idei, o którą można by walczyć! Już autorzy Biblii trafnie stwierdzili, że na początku jest słowo. Właśnie na polu słowa panuje zaiście zdumiewający zastój. W okresach, w których nowe myśli i idee były zaciekle tępione i można było za nie zapłacić życiem, nie brakowało myślicieli gotowych zapłacić najwyższą cenę za swoje przekonania. Jednak dziś, nawet gdyby tacy myśliciele w jakiś cudowny sposób się znaleźli, nie pociągną oni za sobą mas. Konieczne zmiany są dla przeciętnego zjadacza chleba kompletnie niezrozumiałe i nie zawierają takich chwytnych i pobudzających ludzi do działania postulatów jak odebranie komuś bogactwa a następnie wymordowanie. Wręcz przeciwnie – właśnie konieczne zmiany mogłyby być przyczyną rozruchów i protestów społecznych! Jak na przykład wytłumaczyć ludziom, że w nowym systemie monetarnym nasze oszczędności nie będą oprocentowane, a nawet mogą się zmniejszać? Że konieczne byłoby zniesienie prywatnej własności ziemi? Że nie otrzymywalibyśmy automatycznych podwyżek zarobków, a musiałyby być one związane z wydajnością pracy? Nie widzę takiej możliwości! Nie pomogą najbardziej racjonalne argumenty i nawet najrozsądniejsze tłumaczenie. Nikt ich nie będzie słuchać! Trudno zresztą spodziewać się czegoś innego po społeczeństwach, których większość przedstawicieli nie jest w stanie przeczytać tekstu na pół strony A4 (ze zrozumieniem jest jeszcze gorzej) i gdzie byle piłkarz zarabia więcej od nauczyciela!

W ogóle jest to ciekawy temat dla psychologów: co kieruje ludźmi, wbrew zdrowemu rozsądkowi i instynktowi samozachowawczemu, przeciwko własnemu dobru i sobie samym? Że gotowi są oddać życie za swoich gnębicieli i wyzyskiwaczy. Że prędzej protestować będą przeciw uspołecznieniu niż przeciw prywatyzacji. Już Spinoza zastanawiał się nad tym. Lepiej to sobie uświadomimy, gdy popatrzymy na pewne przykłady historyczne. Weźmy do tego celu największe mocarstwo świata – USA. Iskrą, która zapaliła lont, który z kolei doprowadził do wybuchu powstania przeciwko Anglii, była emisja przez buntowników własnych pieniędzy – continental currency i brak akceptacji dla waluty angielskiej. Ten właśnie fakt, a nie bunt sam w sobie, wywołał największą wściekłość Anglii! Oczywiście nie zaniedbała ona działań militarnych, ale skupiła się na walce z nową walutą. Już wtedy byli ludzie, którzy wiedzieli jak to robić! Przywożono całe statki fałszywych banknotów i praktycznie rozdawano je. Mimo tego continental zdał egzamin i walnie przyczynił się do zwycięstwa buntowników. Buntownicy byli światłymi ludźmi i stworzyli pierwszą, i jak na ówczesne czasy, bardzo postępową konstytucję. Przy pomocy Bill of Right wprowadzili nawet całkiem niegłupie zabezpieczenie przed wynaturzeniami władzy, które mogłyby doprowadzić do autorytaryzmu. Zastanawiające jest jednak, że mimo tak pozytywnych doświadczeń z własnym pieniądzem, nie uregulowali tego problemu w konstytucji! Konieczność tego, Jefferson zrozumiał dopiero po dwudziestu latach. Jaka była wtedy sytuacja w USA? Każdy bank miał prawo emitować swoje pieniądze. Można sobie wyobrazić ten bałagan! Komu on służył? Oczywiście tylko bankom! Jak zatem zareagowali kongresmeni na propozycję uregulowania tej sytuacji? Każdy rozsądny człowiek natychmiast by ją podchwycił. Ale nie oni! I nie byli to wcale bankierzy, ale „zwykli” ludzie, którzy nic na tym nie zyskiwali, wręcz przeciwnie – tylko tracili. Nie byli też jeszcze – jak obecni „przedstawiciele narodu” – na liście płac finansjery. Pod wpływem teorii Adama Smitha (właśnie „tego” Smitha!), nie tylko nie starali się poprawić tej sytuacji, ale nowymi ustawami jeszcze ją pogorszyli. W rezultacie, w okresie krótko przed wojną secesyjną, w USA było w obiegu ponad 7000 (siedem tysięcy!!!) rodzajów banknotów. Ponad połowa będących w obiegu banknotów była fałszywa! Działalność banków, nastawiona była praktycznie wyłącznie na oszukiwanie klientów. System ten powodował, że pieniądze, zarabiane przez bogatych plantatorów z południa, przepływały do banków, prowadzonych przez oszustów z północy. Południowcy oczywiście nie byli tym zachwyceni i postanowili odłączyć się od Stanów Zjednoczonych. Tak więc wcale nie niewolnictwo było przyczyną wojny secesyjnej w USA. Rząd USA, przyparty do muru i niemający pieniędzy na prowadzenie wojny, zmuszony był działać i zaczął emitować własną walutę. Tak powstał sławetny greenback, który, tak jak continental w wojnie o niepodległość, walnie przyczynił się do zwycięstwa Północy. Można by się teraz spodziewać, że po wojnie wprowadzony zostanie wreszcie nowy system monetarny. Nic z tego! Światowa finansjera przystąpiła do niszczenia tego pierwszego, i jak dotąd jedynego, amerykańskiego pieniądza. Rozpoczął się okres korupcji elit politycznych i naukowych, który w końcu w formie Federal Reserve Act z roku 1913, doprowadził do tego, że Dolar został prywatnym pieniądzem (sławetny bank emisyjny „fed” jest bankiem prywatnym!), używanym do celów publicznych. W dodatku bez prawa jakiejkolwiek kontroli ze strony społeczeństwa!

Ale wróćmy do teraźniejszości. Musimy także zdać sobie sprawę z tego, że nowy system monetarny postawi także na głowie obecny system gospodarczy, a także polityczny i społeczny. Wiele firm i zawodów po prostu przestanie istnieć. Inne będą zmuszone dopasować swoją działalność do nowych realiów. Inaczej będzie na przykład funkcjonować system ubezpieczeń i system bankowy. Cały obecny „sektor finansowy”, praktycznie straci podstawy swego istnienia. Setki tysięcy ludzi stracą więc (często bardzo lukratywne!) źródło utrzymania. Tysiącom ekonomistów na całym świecie należałoby powiedzieć, że ich lata studiów są stracone, gdyż uczono ich kompletnych bzdur, więc swoje dyplomy mogą sobie wsadzić do d… dużego kosza na śmieci. Byłaby to zatem społeczna beczka prochu. Beneficjentem byłaby za to „normalna” gospodarka uwolniona od przymusu nieustannego wzrostu, więc co za tym idzie, w dłuższej mierze – my wszyscy.

Nie widzę także żadnej szansy na jakąś wewnętrzną reformę istniejącego systemu. Że znajdą się ludzie, którzy dostrzegą jej konieczność. Nieliczni, którzy rozumieją to, co się dzieje, są bardziej zainteresowani czerpaniem korzyści z obecnego systemu, niż jego zmianami. W ten sposób są od niego uzależnieni, i z ich szeregów nigdy nie wyłoni się żadna opozycja. Tu i ówdzie może jedynie dojść do kosmetycznych lub pozornych zmian, mających na celu chwilowe uspokojenie wzburzonych mas i przedłużenie agonii systemu. Jednak na prawdziwe reformy warstwy rządzące nie mogą sobie pozwolić, gdyż odebrałyby im one podstawy istnienia. Nie tworzą one bowiem same żadnych wartości, lecz jedynie na różne sposoby zawłaszczają sobie wartości wytworzone przez społeczeństwo. Pasożytują na nim.

Jednak niektórzy dostrzegają (przeczuwają?) już niebezpieczeństwa, jakie niesie w sobie rosnące niezadowolenie społeczne. W styczniu 2000 roku Paul Krugman, komentując coroczne forum gospodarcze w Davos, napisał w swojej kolumnie w The New York Times: “After all, the sight of all those wealthy and important people in the same place, with scores of famous intellectuals in attendance, surely inspires the same thought in even the most cynical of observers: Come the revolution, we shoot these people first.” – jak by nie było, widok tych wszystkich bogatych i ważnych ludzi zgromadzonych w jednym miejscu i w obecności wielu słynnych intelektualistów, na pewno wywołuje tę samą myśl u większości cynicznych obserwatorów: zacznie się rewolucja, rozstrzelamy ich jako pierwszych (tłumaczenie moje).

Niektórzy z owego 1% lub jak kto woli 0,1% widzą już widły do gnoju, na których rozniesie ich rozwścieczony tłum.

Wygląda na to, że podobna myśl przychodzi już do głowy także organizatorom i uczestnikom forum w Davos.

Dalej ->