Drukowanie pieniądza

Przy tej okazji wyjaśnijmy sobie, o czym dokładnie jest mowa, gdy słyszymy w mediach o drukowaniu pieniądza. Chodzi tu oczywiście o zwiększenie ilości pieniędzy znajdujących się w obiegu. Bank centralny, stara się zatem albo wprowadzić do obiegu nową ilość pieniędzy – i w ten sposób zwiększyć ich ilość, albo zastąpić znajdujące się na rynku obligacje przez pieniądze. Robi to, jak już wspomniałem powyżej, poprzez skup tychże obligacji od właścicieli. Gdy słyszymy pojęcie „quantitative easing” oznacza ono właśnie proces kupowania obligacji państwa przez bank centralny, a w języku potocznym jest to właśnie „drukowanie pieniędzy”.

Dodatkowo wyjaśnijmy sobie także, jakie możliwości sterowania ilością pieniędzy mają banki centralne. Posłużmy się w tym celu bardzo, bardzo uproszczonym bilansem banku centralnego.

Załóżmy, że nasz bank ma po stronie aktywów:

Obligacje na sumę 180 milionów
Rezerwy walutowe na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie aktywów wynosi więc 200 milionów

Wszyscy wiemy, że bilans musi wyjść na zero (pero, pero bilans musi wyjść na zero), więc

Po stronie pasywów znajdziemy:

Gotówkę na sumę 40 milionów
Rezerwy banków komercyjnych 140 milionów
Kapitał właściciela (najczęściej państwa) na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie pasywów wynosi także 200 milionów

Czy jest to nasza ilość pieniędzy w obiegu? NIE! Suma bilansowa banku centralnego jest w tym wypadku czymś innym, co w języku fachowym nazywa się bazą monetarną. Ta baza monetarna jest tylko częścią będącej w obiegu ilości pieniędzy. A dokładniej w naszym bilansie jest to praktycznie tylko gotówka będąca w obiegu.

Banki centralne nie mają żadnej bezpośredniej kontroli nad będącą aktualnie w obiegu ilością pieniędzy. Mogą to robić jedynie pośrednio. Jednym ze sposobów jest zachęcanie banków komercyjnych do brania pożyczek w banku centralnym i do dalszego pożyczania tych pieniędzy prywatnym kredytobiorcom, a co za tym idzie – do zwiększenia ilości pieniędzy w obiegu. Ogłasza się więc z wielkim hałasem medialnym obniżkę stóp procentowych, aby zachęcić banki komercyjne do obniżenia oprocentowania swoich kredytów. Nazywa się to polityką taniego pieniądza. Załóżmy, że tą drogą trafiło do banków 50 milionów.

Jak wtedy wygląda nasz bilans.

Po stronie aktywów:

Obligacje na sumę 180 milionów
Zabezpieczenie kredytów banków komercyjnych 50 milionów
Rezerwy walutowe na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie aktywów 250 milionów

Po stronie pasywów:

Gotówkę na sumę 40 milionów
Rezerwy banków komercyjnych 190 milionów
Kapitał właściciela (najczęściej państwa) na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie pasywów 250 milionów

W Polsce nie jesteśmy jeszcze tak daleko, ale banki centralne wielu krajów „zjechały” za swoimi stopami procentowymi do zera, i nie mają już czym kusić banki komercyjne. I tu dochodzimy do drukowania pieniędzy. Bank centralny skupuje obligacje państwowe, „bezużytecznie” leżące w bankach komercyjnych i zastępuje je pieniędzmi. Załóżmy, że bank centralny skupił obligacje na sumę 100 milionów.

Jak zmienił się nasz bilans.

Po stronie aktywów:

Obligacje na sumę 280 milionów
Zabezpieczenie kredytów banków komercyjnych 50 milionów
Rezerwy walutowe na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie aktywów 350 milionów

Po stronie pasywów:

Gotówkę na sumę 40 milionów
Rezerwy banków komercyjnych 290 milionów
Kapitał właściciela (najczęściej państwa) na sumę 20 milionów
Suma bilansowa po stronie pasywów 350 milionów

Czy taka akcja faktycznie zwiększa ilość pieniędzy w obiegu? Może, ale nie musi. Najczęściej odpowiedź jest negatywna. Dlaczego? Jest to po prostu akt rozpaczy banku centralnego w sytuacji kompletnej recesji połączonej z deflacją. W takiej sytuacji brak jest po prostu chętnych do inwestycji i do brania kredytów, więc te pieniądze i tak dalej leżą na kontach banków w banku centralnym. Zdarza się jednak coraz częściej, że banki centralne grożą (a nawet faktycznie tak robią!), i wprowadzają ujemne oprocentowanie dla tych kont. Banki komercyjne płacą więc karę za bezużyteczne przetrzymywanie pieniędzy. Co się wtedy dzieje? Pieniądze te trafiają na giełdę i nakręcają kolejną bańkę spekulacyjną. Ale o tym później.

Tu wyjaśnijmy sobie przy okazji skąd państwo bierze pieniądze. Oprócz podatków, pożycza je poprzez emisję obligacji, które kupują głównie banki, firmy ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne, ale (za pośrednictwem banków) także zwykli obywatele, jako lokatę oszczędności! Odbywa się to w formie podobnej do przetargu, z tą różnicą, że obowiązuje w nim zasada – „kto da mniej”. Do tego „przetargu” dopuszczone są wybrane, najważniejsze banki. W ten sposób rynek określa wysokość oprocentowania obligacji. Im większe zaufanie do państwa – tym to oprocentowanie jest niższe. Nie jest to jednak jedyne kryterium! Szczególną formą jest kupno przez bank centralny, nowo emitowanych obligacji, bezpośrednio od państwa, czyli krótko mówiąc – bezpośrednie finansowanie państwa przez bank centralny. NBP oraz Europejski Bank Centralny, a także większość innych banków emisyjnych, nie ma takiej możliwości. Obligacje skarbu państwa mogą kupować wyłącznie na rynku wtórnym – a więc od jednostek, które wcześniej kupiły je od państwa. Jednak banki centralne niektórych krajów mogą kupować obligacje bezpośrednio od państwa. Do krajów tych należy na przykład USA, Wielka Brytania, Japonia i Szwajcaria. To wyjaśnia nam przy okazji, dlaczego takie kraje jak Japonia – o zadłużeniu przekraczającym 200% PKB, lub niewiele mniej zadłużone USA, płacą niższy procent za swoje kredyty niż inne kraje o niewielkim zadłużeniu i dobrze działającej gospodarce. Po prostu we wszystkich tych krajach państwo określa górną granicę oprocentowania swoich obligacji. Jeśli rynek jej nie akceptuje – państwo mówi: jak nie akceptujecie takiego oprocentowania, to mamy was gdzieś i „pożyczamy” bezpośrednio w banku centralnym. Sytuacje takie zdarzają się jednak niezmiernie rzadko i owiane są mgłą tajemnicy. Nie ma stuprocentowej pewności, czy na pewno miały miejsce. Czemu jednak obligacje takich krajów są w ogóle kupowane? Więcej, są chętnie kupowane! To proste. Obligacje państwowe zaliczają się do najbezpieczniejszych lokat pieniędzy i zabijają się o nie banki komercyjne, gdyż potrzebują je, jako „zastawu” dla pożyczek w banku centralnym. Także firmy ubezpieczeniowe, a przede wszystkim fundusze emerytalne lokują w nich pieniądze swoich klientów. Państwa takie nie mogą praktycznie zbankrutować – zawsze mogą sobie „dodrukować” świeżych pieniędzy. Ile jednak one są warte, to już inna historia. Wszystkie inne banki centralne „drukują pieniądze” wyłącznie poprzez kupno obligacji państwowych na rynku wtórnym, czyli zastępują leżące „bezużytecznie” obligacje, poprzez pieniądze i w ten sposób starają się pobudzić właścicieli do ich wydania lub zainwestowania w gospodarce w celu jej ożywienia.

Ale wróćmy do przerwanego wątku. Można więc śmiało powiedzieć, pieniądz trafia do obiegu jako dług! Dokładniej mówiąc – dług podniesiony do roli oficjalnego środka płatniczego. Jest pożyczany dla przeprowadzenia jakiejś operacji, a po jej zakończeniu trafia z powrotem do banku centralnego i w ten sposób kończy swój żywot. Cały ten system opisuje pokrótce, w uproszczonej formie, zabawna historyjka, z którą się gdzieś spotkałem.

W pewnej odciętej od świata, małej górskiej wiosce, mieszkańcy żyli z turystów. Pewnego razu z powodu kryzysu nikt nie przyjechał. Wszyscy więc byli u wszystkich zadłużeni. Hotelarz kupował chleb u piekarza i mówił, że zapłaci mu później. Piekarz kupował ziarno u rolnika i mówił, że zapłaci mu później. Rolnik był jurnym chłopem, więc korzystał z usług wiejskiej prostytutki i mówił, że zapłaci jej później. Prostytutka podnajmowała dla swych usług pokoje u hotelarza i mówiła, że zapłaci mu później. Pewnego razu w hotelu zjawił się samotny turysta. Zapytał czy są wolne pokoje, a gdy usłyszał potwierdzenie, położył na kontuarze stuzłotowy banknot i powiedział, że idzie się rozejrzeć. Jeszcze nie doszedł daleko, gdy hotelarz złapał banknot i pognał do piekarza, aby uregulować swój dług. Piekarz natychmiast pobiegł do rolnika, a ten do prostytutki. Prostytutka pobiegła do hotelarza i uregulowała swoje długi, dając mu banknot turysty. Hotelarz już chciał schować banknot do kasy, gdy turysta wrócił, powiedział, że nie podoba mu się tu, zabrał swój banknot i poszedł. A wioska pozostała bez długów!

Gdy w tej opowiastce w miejsce turysty podstawimy bank centralny, zrozumiemy na czym polega obecny system monetarny. System jest właściwie genialny! Do obiegu trafia (teoretycznie!) tylko tyle pieniędzy, ile potrzeba, a po wykonaniu swej roli znikają one z rynku. Pieniądz jest tworzony z niczego na potrzeby rynku. Nie istnieje więc żadna stała ilość pieniędzy krążąca w obiegu! Cały ten proces określa się często pojęciem „fiat money” albo „fiat currency”. Określenie to nie pochodzi od znanej marki samochodów, ale od łacińskiego cytatu z biblii: „fiat lux” – niech się stanie światło (właściwie należałoby więc mówić „fiat pecunia”). System ma w sobie faktycznie coś boskiego, i pewnie dlatego niektórym bankierom zupełnie już „odbiło” – w listopadzie 2009 Lloyd Blankfein, szef banku Goldman Sachs, określił się jako pomocnik Boga!

Paradoksem tego systemu jest jednak konieczność stałego zadłużenia. Inaczej nie byłoby żadnych pieniędzy w obiegu.

Dalej ->