Staniemy się towarem

Pisałem już nieco o Internecie [1] [2]. Szczerze mówiąc nie spodziewam się po nim niczego dobrego. Niczego dobrego dla nas. Niestety obawy moje coraz szybciej się potwierdzają! Ostatnio natknąłem się na informację, której, szczerze mówiąc, już od jakiegoś czasu się spodziewałem. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko. Informacja ta dotyczy każdego z nas. Niestety, jedynie niewielu zdaje sobie sprawę z jej wagi i z tego, co ona oznacza. A oznacza ona, ni mniej, ni więcej, że staniemy się towarem! Oczywiście nie my, jako fizyczne osoby! Tak daleko jeszcze nie zaszło (jeszcze nie…)! Tym towarem będzie wiedza o nas, a konkretnie wszystkie możliwe nasze dane i dotyczące nas informacje. Właściwie nie jest to nic nowego. Nie jest żadną tajemnicą, że już od dawna zbiera się o nas wszelkie możliwe dane, także handel nimi jest także na porządku dziennym. Na razie handel ten odbywa się jednak na względnie małą skalę i „na dziko” – bez regulacji prawnych. Teraz odbywać się będzie w majestacie prawa. Ramy prawne opracowuje organizacja do tego powołana: Światowa Organizacja Handlu. Nazwa wszystko mówi. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że motorem napędowym negocjacji są USA. Amerykanie są praktycznie monopolistami w zbieraniu danych. Wszystkie główne firmy informatyczne i internetowe są firmami amerykańskimi. Do tego dochodzą agencje wywiadowcze. Internet jest tak skonstruowany, że prawie wszystkie światowe dane, przechodzą przez terytorium USA. Nawet email do kogoś oddalonego o kilka ulic.

Główne żądania amerykańskich negocjatorów to:

  • Zakaz pobierania opłat celnych od danych.
  • Nieograniczone możliwości przepływu i przekazywania danych.
  • Brak ograniczeń dotyczących lokalizacji usługodawcy. Wszystkie dotychczasowe ograniczenia mówiące, że firma musi posiadać swoją filię w danym kraju, mają zostać zniesione.
  • Swoboda tworzenia własnych sieci. Usługodawcy muszą mieć całkowitą swobodę w tworzeniu własnych sieci i w dostępie do sieci innych usługodawców.

Prawdziwym skandalem jest jednak postawa Unii Europejskiej. Krótko mówiąc włazi ona Amerykanom bez wazeliny i akceptuje wszystkie te żądania! Europa dbała dotychczas przynajmniej o pozory ochrony naszych danych, teraz zrezygnowała nawet z tego.

Co to wszystko oznacza. A to, że teraz nasz pracodawca, firma ubezpieczeniowa, czy bank będą o nas wszystko (dosłownie wszystko!!!) wiedzieć. Z naszych rozmów telefonicznych, smsów, maili, wpisów na naszym portalu, nasz pracodawca dowie się za niewielką opłatą, co myślimy o nim i o firmie, w której pracujemy. Pozna nasze poglądy polityczne, naszą sytuację rodzinną, czy jesteśmy zadłużeni i czy spłacamy kredyty, pozna nasz stan zdrowia, a nawet nasze preferencje seksualne. To samo dotyczy naszego ubezpieczyciela. Jego także z pewnością bardzo zainteresuje stan naszego zdrowia. Tajemnica lekarska? Lekarz nic nie powie! Ale zapisze diagnozę w komputerze, przepisze zabiegi i terapie, wystawi recepty… Jeździmy samochodem? Nasz ubezpieczyciel dowie się, jaką drogę nim odbywamy, więcej, dowie się wszystkiego o naszym stylu jazdy. Czy stanowimy zagrożenie w ruchu drogowym. Ktoś nie wierzy? Od 2018 roku każdy nowy samochód musi być wyposażony w urządzenie, które to (a także wiele innych rzeczy!) umożliwi. Skarżymy się rodzinie i znajomym, że jesteśmy przemęczeni, że nie „wyrabiamy” już psychicznie… Nasz bank dowie się o tym i podniesie oprocentowanie naszego kredytu albo odmówi nam nowego, bo jesteśmy psychicznie labilni, zagrożeni depresją i możemy być kłopotliwym klientem, który nie będzie w stanie spłacić kredytów.

To tylko pierwsze przykłady, jakie przyszły mi do głowy w czasie pisania. Można je mnożyć praktycznie w nieskończoność. A przyszłość zgotuje nam na pewno niejedną niemiłą niespodziankę!

Powie ktoś, że przesadzam. Że mam manię prześladowczą. Że głoszę teorie spiskowe. Że to wszystko nieprawda. Całkowicie rozumiem takie podejście. To wszystko dotyczy techniki, której przeciętny zjadacz chleba kompletnie nie rozumie. Graniczy ona dla niego z czarną magią. Tak się złożyło, że pracuję w branży informatycznej i komputerowej. Proszę mi wierzyć, wiem o czym piszę. Wprawdzie nie mam nic wspólnego z inwigilacją, ale mam wiedzę, pozwalającą zrozumieć technikę, która za tym stoi. Zdaję sobie sprawę z jej możliwości i zagrożeń, jakie za sobą niesie. W tej branży trzeba stale się dokształcać, wiedzieć, co nowego się dzieje. Obok informacji bezpośrednio dotyczących mojej pracy, spotykam się także z innymi informacjami. Spotykam się także z opiniami i analizami, które piszą ludzie bezpośrednio pracujący przy tworzeniu technik zbierania i przetwarzania danych. Większość z nich jest przerażona! A są to jeszcze lepsi fachowcy ode mnie, którzy wiedzą rzeczy, o których ja nie wiem!

Najgorsze, że jesteśmy kompletnie bezbronni wobec tego, co nastąpi. Nie możemy wyjechać na bezludną wyspę, odciąć się od świata. Mamy także wiele fałszywych przekonań dotyczących techniki, którą się posługujemy. Sądzimy, że jesteśmy anonimowi w Internecie. Że wystarczy zameldować się pod jakimś pseudonimem i nikt nas nie znajdzie. Nic bardziej błędnego! Istnieją dziesiątki metod tzw. „trackingu”, pozwalające rozpoznać osobę siedzącą przed komputerem np. po ruchach myszy lub sposobie uderzania w klawiaturę, czy jest to akurat mąż, żona, czy któreś z dzieci. Można także później stwierdzić, że ta sama osoba obsługuje komputer w biurze. Na razie wykorzystuje się to głównie do tropienia przestępców, ale gdy da się na tym zarobić, stanie się to powszechne. Także jedynie ktoś niemający pojęcia o programowaniu, może być przekonanym, że wyłączył swojego smartfona. Dziecinnie prosta jest taka jego manipulacja, aby wyglądał na wyłączony, ale mikrofon i kamera pozostały aktywne. Jedyną pewną metodą jest wyjęcie akumulatora. Kiedyś wystarczył do tego ruch kciukiem, dziś akumulator jest najczęściej przylutowany na stałe.

O naszej ignorancji świadczy najlepiej powszechny brak zainteresowania tym, co ujawnił Edward Snowden. Wprawdzie sporo o tym mówiono, ale był to kompletny szum informacyjny. To także jestem w stanie zrozumieć. Dla przeciętnego Kowalskiego są to podobne informacje, jak wieść o odkryciu fal grawitacyjnych albo bosonu Higgsa. Także wszędzie o tym pisano. Przeczyta nagłówek, posłucha w telewizji, pokiwa głową i nic z tego nie zrozumie. A dokumenty, które ujawnił Snowden, potwierdzają całkowicie to, o czym tutaj piszę. Oczywiście żaden dziennikarz tego nie powie, a co dopiero polityk! Dokumenty te nie były właściwie żadną niespodzianką. Od dawna się tego domyślano, brakowało jedynie dowodów. On je dostarczył. Wszyscy są zresztą przekonani, że zobaczyliśmy jedynie wierzchołek góry lodowej.

Wiedza o nas pozwala na opracowanie coraz skuteczniejszych i perfidniejszych, bo działających na podświadomość, technik sterowania nami. Trochę już o tym pisałem. Internet pozwala robić to na niewyobrażalna skalę. Prasa, radio i telewizja, to przy tym jedynie dziecinne zabawki! Zresztą, z czasem zleją się one w jedno medium. Coraz szybciej rozwija się też technika sztucznej inteligencji, której możliwości są praktycznie nieograniczone. To, do czego już jest wykorzystywana, jeży włosy na głowie! A to dopiero początki!

Internet zmusza nas także do innego spojrzenia na kwestię suwerenności krajów [1] [2]. Także dominacja oprogramowania jednej firmy, może dziś doprowadzić do wręcz kolonialnej zależności [1] [2]. Jakoś nie słyszałem, aby ktokolwiek zastanawiał się u nas nad tymi problemami. Inaczej jest w Rosji [1] [2]. Rosjanie zdają sobie sprawę z tego, że są obiektem wojny propagandowej. Zdają sobie także sprawę z tego, że są w tej wojnie stroną przegraną. Każdy słyszał o „trollach Putina”. Już samo używanie takiego pojęcia świadczy o kompletnej ignorancji. Nikt nie zastanawia się także nad zarzutem rosyjskich manipulacji przy wyborach w USA. Każdy bezkrytycznie przyjmuje za pewnik ten kompletny idiotyzm. W kółko się to powtarza, ale nigdzie nie spotkałem się z wyjaśnieniem, jak niby miałyby owe manipulacje wyglądać? Przy amerykańskim monopolu na kontrolę przepływu danych i manipulację światową opinią publiczną, jest to czymś niemożliwym!

Wspomniałem na początku, że nie spodziewałem się takiego tempa w opracowaniu porozumień handlowych. Sądziłem, że najpierw uregulowana zostanie sprawa własności danych. Wbrew pozorom nie jest prawnie uregulowane, kto jest właścicielem naszych danych. Myli się ten, kto sądzi, że my jesteśmy ich właścicielami. Gdy piszemy coś na naszym portalu lub umieszczamy tam nasze zdjęcia, możemy to w każdej chwili skasować. Oznacza to jednak jedynie to, że nie będzie to widoczne w sieci. My sami, nie będziemy już mieć dostępu do tych danych. Nie zostanie to jednak skasowane na serwerach właściciela portalu, gdyż uważa on, że jest właścicielem tych danych! Nawet to, co pisaliśmy „na brudno” i wszystkie zmiany w tekście, pozostają tam! Jeżeli całkowicie zlikwidujemy swój profil, oznacza to jedynie zlikwidowanie profilu, ale nie skasowanie naszych danych oraz naszych wpisów i zdjęć! Kompletnie niejasne jest, co stanie się z naszymi danymi po naszej śmierci. Spadkobiercy?! Akurat niedawno niemiecki sąd rozstrzygnął, że rodzice, którzy są prawnymi spadkobiercami (!), nie mają prawa dostępu do profilu swojej zmarłej córki!! Mieli oni nadzieję znaleźć tam wyjaśnienie przyczyny jej samobójstwa. Wspomniałem o samochodach… Już dzisiaj rejestrują one masę danych. Także nie wiadomo, kto jest ich właścicielem. Producenci samochodów uważają, że oni, gdyż są to jedynie dane techniczne, potrzebne im do statystyki awaryjności, oceny stanu technicznego pojazdu, tempa jego zużycia itp. Poza numerem seryjnym samochodu, nie ma tam danych właściciela. Ale ten numer jest w dowodzie rejestracyjnym wraz ze wszystkimi danymi właściciela i nie ma najmniejszego problemu z dopasowaniem tych, a potem innych, danych.

Coraz bardziej zaczynam tęsknić za UB i jej teczkami! Tak naprawdę, nic oni wtedy o nas nie wiedzieli.